Człowiek, który nie lubił kobiet, a jednak namiętnie je malował. „Primaballerina” Edgara Degasa.

  3 maja, 2017

Gdy oglądasz programy, w których tancerze walczą o uwielbienie publiczności i rzecz jasna główną nagrodę, podziwiasz nie tylko ich talent, ale i wysportowane ciało, grację, z jaką poruszają się na scenie, zwinność, a nawet i… stroje. Nie inaczej jest na turniejach tańca towarzyskiego, gdzie kolorowe i wymyślne suknie dominują w garderobach tancerek.

Można powiedzieć, że Edgar Degas kochał malować baletnice z wyżej wymienionych powodów. I to wcale nie dlatego, że kochał kobiety. Odnalazł w nich coś zupełnie innego.

Impresjonista i realista

Jedno jest pewne. Degas uwielbiał malować tancerki. I to wcale nie w świetle jupiterów. Był niczym paparazzi, który podąża za celebrytami i próbuje aparatem uchwycić ich w różnych codziennych sytuacjach. Dlatego też spotykamy tancerki na próbach, jak wiążą buty, jak ćwiczą, jak czekają za kulisami czy poprawiają fryzurę. Łapał chwile jak prawdziwy impresjonista, skupiając się na ruchu, na momentach z ich codziennego życia. Z drugiej strony, wciąż zafascynowany renesansowymi, włoskimi mistrzami jak Raphael i Michał Anioł, podziwiał budowę ludzkiego ciała. Sam odrzucił łatkę impresjonisty, choć przecież przyłączył się do kręgu paryskich artystów, którzy wykorzystywali w swojej twórczości właśnie ten nurt. Wolał nazywać się realistą bądź też twórcą niezależnym. Kpił z malowania na zewnątrz, za co wyśmiewał innych impresjonistów. Odcinał się również od nich także z powodu skandali, które wywoływały wystawy oraz reklamy, którą wykorzystywali w promocji swoich dzieł.

Edgar Degas nie przejmował się za bardzo przynależnością do określonego ruchu. Pozwalał mu na to odziedziczony majątek. Nie musiał martwić o sprzedane obrazy. Taka pozycja otwiera wiele niedostępnych drzwi, a przede wszystkim pozwala na wolność twórczą, uniezależnioną od aktualnych trendów. W ten sposób skupiał się na własnej technice, łączącej impresjonizm z klasycznym, akademickim podejściem do malarstwa. Z jednej więc strony podążał za współczesnym trendem, to jest malowaniem scenek z życia klasy średniej, odrzucając typowe akademickie tematy jak historia i mitologia, z drugiej zaś wciąć malował we wnętrzach przy sztucznym świetle, wpierw szkicując, a później dopiero nanosząc obraz na płótno.

Tancerka

Jednym z jego najsłynniejszych dzieł jest Primaballerina (The Star), obraz, który powstawał przez dwa lata: 1876-1877. To, co od razu rzuca się w oczy, gdy spojrzycie na obraz, to asymetryczna kompozycja. Primaballerina znajduje się nie w centrum, choć przecież jest główną postacią obrazu, a w prawym dolnym rogu. Za kulisami umieścił pozostałe tancerki czekające na swoje wyjście na scenę, niemal niewidoczne, zza materiału wyłaniają się jedynie nogi. Jest jeszcze jedna postać – mężczyzny, ubranego w ciemny frak. Scena wydaje się być przypadkowo uchwycona, niby sfotografowana, podejrzana z publiczności przez przypadkowego widza. Ale to właśnie czyni obraz tak fascynującym, dając odbiorcy poczucie ulotności, chwili, dodając obrazowi dynamiki, niezbędnej przy takiej tematyce.

 

Pomimo że światło na obrazie jest rozproszone, to tancerka jest jego najjaśniejszym punktem. Bardzo jasna, niemal biała sukienka, równie jasna karnacja. Ciemniejsze elementy stroju są nie białe, a lekko różowe. Z drugiej strony krańce spódniczki zlewają się stopniowo z brunatnym tłem. Zacierają się granice plam. Degas wykorzystał w swoim obrazie ciepłą, stonowaną kolorystykę, na którym dominują odcienie brązu, żółci, beżu, ciemnej zieleni. Wszystko to razem podkreśla ruch, ale i subtelność. A przecież taki właśnie jest balet: mocny, wymagający umięśnionego ciała, wyraziście akcentujący poszczególne figury, a jednocześnie delikatny, powodujący złudzenie, że baletnice nie tańczą, a fruwają i unoszą się w powietrzu. Degasowi udało się jeszcze jedno: doskonale oddał stan emocjonalny tancerki, która tańcząc wpada w ekstazę, zapominając o otoczeniu, publiczności. Liczy się tylko ona, muzyka i ruch.

Podejrzany typ

Jeśli dobrze się przyjrzyjcie, na pewno dostrzeżecie mężczyznę, ubranego w elegancki, czarny strój.

Czy jest to choreograf? Bynajmniej.

To człowiek, którego można nazwać sponsorem, a jednocześnie prześladowcą. Bogatych mężczyzn  znajdujących się za kulisami określano mianem „abonnes”. I także oni wchodzili w centrum zaintereoswań Degasa.

Świat baletu nie był kiedyś tak oczywisty. Dziewczęta, które uczęszczały na lekcje, a później występowały na scenie, często pochodziły z ubogich rodzin. Oznaczało to ni mniej, ni więcej, że były łatwym łupem dla zafascynowanych ich sprawnością, pięknem i gracją mężczyzn. Ci więc płacili odpowiednie sumy (równowartość trzech miejsc na tydzień), wchodzili na tzw. backstage, podglądali tancerki, rozmawiali z nimi, filtrowali, często również nachodząc je w garderobie. Wiele z nich wdawało się w romans, uważając to za całkowicie normalnie. Jeśli dziwicie się dzisiejszym celebrytom, którym zarzuca się dojście na szczyt poprzez łóżko… kiedyś nie było inaczej. Wacław Niżyński, o którym będę jeszcze pisać, uwikłał się w podobne związki, dzięki którym mógł spokojnie występować na scenie, nie martwiąc się o utrzymanie swoje jak i najbliższych, a także… o dalszy rozwój swojej kariery.

„Podporządkowanie z jednej i wykorzystywanie z drugiej strony stanowiły tradycyjnie część doświadczeń rosyjskiego tancerza. Pierwsi tancerze i aktorzy w Rosji byli pańszczyźnianymi chłopami, wyszkolonymi przez feudałów do występów w prywatnych teatrach na terenie ich włości. Choć często bywali to uzdolnieni artyści, dobrze wykształceni i obyci, nadal uważano ich za własność ruchomą, co w praktyce oznaczało uprawianie seksu z posiadaczami majątku.”

– Niżyński. Bóg Tańca, Lucy Moore, str. 48.

Choć przytoczony cytat dotyczy baletu rosyjskiego, to  XIX wieku podobne relacje artysta-bogaty mecenas pojawiały się i w innych częściach Europy, także w Paryżu.

Degas i kobiety

Wydawałoby się, że skoro tancerki stanowią jeden z głównych tematów prac malarza, to tylko dlatego, że podziwiał on kobiety. A przynajmniej darzył je sympatią. Nic bardziej mylnego. Wielu nazywa Degasa mizoginem, człowiekiem nie lubiącym, może nawet nienawidzącym kobiet.

W tancerkach odnajdował to, co podziwiał, czyli cechy antycznej rzeźby. Baletnice nazywał małymi dziewczynkami małpkami. Często porównywał kobiety do zwierząt. Nic więcej. Tancerki pozwalały mu studiować ruch, idealnie też wpisywały się w tematykę impresjonizmu. Na obrazach nie tyle portretował baletnice, co próbował uchwycić istotę baletu, ich przygotowania, rany, surowość, poranione stopy.

Być może dlatego, że Degas nie miał emocjonalnego stosunku do kobiet, tak świetnie potrafił uchwycić ich subtelność, piękno, naturę, grację.

A jak Wam się podoba obraz? Nadal darzycie sympatią Degasa? A może przeraża Was ówczesny świat baletu?

Zachęcam Was również do poznania książki o Matyldzie Krzesińskiej, jednej z najsłynniejszych tancerek rosyjskiego baletu, która romansowała z… rodziną carską.

Bibliografia:

  1. http://www.theartstory.org/artist-degas-edgar.htm
  2. http://www.smithsonianmag.com/arts-culture/degas-and-his-dancers-79455990/?c=y&page=1
  3. http://www.vanityfair.com/news/2002/10/degas200210
  4. http://www.edgar-degas.net/the-star.jsp#prettyPhoto

 

[mc4wp_form id="3412"]
Wpis powstał w ramach tematu: Tanecznym krokiemtanecznym-krokiem-cover-www


%d bloggers like this: