Tajemnica pokoju numer 7…

Ogólne  23 marca, 2017

Spojrzałam na zegarek. Była 10.45. Jak zwykle Google zawyżyło czas dojścia do miejsca docelowego. Nadmiar czasu wynagrodził mijany widok. Bo wiecie – za mundurem panny sznurem, a tych w drodze do Hotelu Sofitel Victoria w Warszawie nie brakowało. Ach ci mężczyźni (i panie oczywiście też), tacy przystojni i tacy umięśnieni, i tacy… Niektórzy siedzieli w autobusach, inni wyruszali na plac Piłsudskiego, gdzie najprawdopodobniej odbywały się próby. Ponoć trwały jeszcze obchody Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych, a skoro nasz minister jest u steru, to i świętować trzeba z pompą!


4

10.50. Jeszcze chwilę pospacerowałam wokół hotelu, przyglądając się bryle budynku. W końcu to słynna Viktoria, co pamięta jeszcze czasy PRL-u. Budynek z historią i duszą, co niejedno widział i… słyszał. Jak grzecznie informuje wikipedia, to właśnie tu doszło do próby zabójstwa Palestyńczyka Abu Daouda, podejrzanego o udział w zamachu w Monachium.

A na dodatek sławny – bo to właśnie Hotel Victoria możemy odnaleźć w wielu polskich kultowych filmach i serialach.

10.55. Czekam w holu. O 11 ma rozpocząć się spotkanie, na które zostałam zaproszona. Najpierw oprowadzenie po hotelu i jego zakamarkach, a później warsztaty z polską autorką kryminałów, Katarzyną Puzyńską. Sama nieco zagubiona, w końcu dostrzegam równie zagubioną dziewczynę z burzą rudawych loków, która, jak mi się zdawało, podpytywała o miejsce warsztatów. Podeszłam do recepcji i szybko udałam się za nią po schodach.

Uff, 11.00. Zdążyłam. Oj, Google, gdybym wiedziała, że mnie okłamiesz, przyjechałabym późniejszym pociągiem!

Wycieczka rozpoczyna się z lekkim opóźnieniem. Podpisywanie potrzebnych dokumentów, radość z otrzymanej książki (co może być lepszego dla wielbiciela literatury?). Ruszamy i słuchamy. Schodzimy na dół, bo jak zaczynamy historię, to od początku. A skąd prowadzą wszystkie drogi po hotelowych korytarzach? Rzecz jasna z holu!

Hotel to nie tylko pomieszczenia. To także ludzie, którzy go tworzą. A Hotel Sofitel Victoria ma personel doskonały! Po hotelowych zakamarkach oprowadzał nas Adrian, przesympatyczny, młody (i przystojny!), doskonale opowiadający o hotelu i zaklętych w nim historiach. W recepcji powitała nas Agata Szparaga, która okazała się być najlepszą recepcjonistką 2016 roku w polskiej edycji branżowego konkursu.

Spojrzałam na podłogę między rozstawionymi pufami. Mignęła mi piękna, kolorowa apaszka. Rozejrzałam się za właścicielką, ale nikogo nie było w pobliżu. Podniosłam szal i podałam go Agacie.

– Może uda się pani znaleźć właścicielkę? Szkoda, aby nie odnalazła tak pięknej apaszki.

Agata uśmiechnęła się i spojrzała na Adriana. Ten wziął apaszkę w ręce i przeszedł kawałek dalej. Tuż za rogiem, nieco przysłonięte, znajdowało się stanowisko konsjerża, człowieka od spraw niemożliwych, potrafiącego zorganizować niemal wszystko. O czym zresztą szybko się przekonaliśmy.

Adrian podał apaszkę konsjerżowi z prośbą o znalezienie właścicieli. Ten przytaknął tylko głową, po czym przy pomocy Adriana opowiedział nam kilka ciekawych historii. I wiecie co? Rzeczywiście konsjerżowie potrafią załatwić wszystko: od żywej świnki w dwie godziny skończywszy na torebce, którą trzeba było sprowadzić z Niemiec!

Kolej na śniadanie. W takim miejscu mogłabym spożywać posiłki codziennie. Pomimo że jeszcze drzewa nie były zielone, a ptaki wcale nie świergotały milutko za oknem, to pomieszczenie zaprojektowane z myślą tylko o spożywaniu śniadań, wręcz wlewało optymizm do serca. Przewodni był kolor żółty, wręcz wymarzony na idealny początek dnia!

Pomiędzy stołami ustawiono regały z książkami – różnego rodzaju, w różnych językach. Klasyki jak i mniej znane pozycje. W oczy rzuciła mi się niedbale odłożona książka o kotach. Nie do końca pasowała do pozycji znajdujących się na półce. Być może któryś z gości zapomniał odłożyć ją na miejsce? Odstawiłam ją, by w jednym rzędzie spoglądała na wchodzących gości.

Zajrzeliśmy też do restauracji i baru, otwartych także dla osób z zewnątrz. Oprócz drinków, popularnością cieszy się regionalny przysmak, czyli… czysta wódka. Barman opowiedział nam o kilku szczegółach swoje pracy, o drinkach, które tworzy i jak odbierają je goście. Przyznał również, że wczorajszy wieczór należał do szczególnie trudnych. Jedna z par, która zamawiała drinki, nie tylko nie mogła znaleźć idealnego smaku, to na dodatek chciała znaleźć idealny dla… swoich kotów. Barman, człowiek cierpliwy, więc i cierpliwie dogadzał klientom. Ci, wreszcie usatysfakcjonowani, ze sporą porcją promili, udali się najprawdopodobniej do swojego pokoju. Poprosiliśmy jeszcze kilka szczegółów, a ten zdradził nam, że wczorajszymi klientami byli: ceniony prawnik, Andrzej, który w Warszawie ma ogromne wzięcie oraz jego przyjaciółka Amanda, z którą często przychodzi do tego hotelu. Z nią, i z kotem rzecz jasna.

Weszliśmy do Sali balowej. Na pierwszy rzut oka niepozornej, niektórzy z nas poczuli nawet rozczarowanie. Cóż jednak znaczy pusta sala, gdy w świetle „jupiterów”, przystrojona, zaaranżowana, świeci blaskiem i oszałamia. To tu wręczano Telekamery, odbywały się duże konferencje i bale. Nie oceniaj książki po okładce! Wielbicielu książek, ty to powinieneś wiedzieć najlepiej!

– Jeśli mogę mieć pytanie – zerknęłam w stronę Adriana – czy podłoga nie powinna być czysta?
– Owszem – Adrian uśmiechnął się do mnie, po czym przeszedł do kolejnej historii.
– No właśnie. A ja tu widzę małe ślady. Chyba… kotów.
– Niemożliwe. W którym miejscu?
– Tu! – wskazuję palcem na kilka drobnych śladów, z pewnością pozostawionych przez małego zwierzaka domowego.

Adrian odszedł na chwilę, gdzieś zadzwonił, po czym wrócił do nas i zaczął nas wyprowadzać z Sali. Nadal trzymał fason, z uśmiechem na twarzy zdradzał kolejne historie hotelu, lecz widać było po jego oczach, że coś go wzburzyło. I to mocno.

Stanęliśmy przed windami. Podzieliliśmy się na dwie grupy. Ja pojechałam jako pierwsza. Wysiedliśmy na jednym z pięter (chyba piątym). Na korytarzu słychać było jedynie dziwny odgłos. Nie potrafiłam zlokalizować jego źródła.

– Idealne miejsce na akcję naszego kryminału – uśmiechnęłam się pod nosem, choć nadal nasłuchiwałam z niepokojem. Tak, jestem tchórzem, ale przecież dziś mi nic nie grozi, prawda?

Gdy nadjechała winda z drugą częścią grupy, udaliśmy się najpierw do jednego z wolnych, choć niedużych pokoi (przygotowanego na specjalną, bo rocznicową okazję). A później wisienka (no prawie) na torcie: apartament prezydencki. Ogromna ilość miejsca, choć to jedno z nielicznych miejsc, które czeka jeszcze remont. Obejrzeliśmy wszelkie pomieszczenia: od salonu przez sypialnię po oczywiście obszerną łazienkę. Weszłam i… oniemiałam. W wannie leżał… martwy kot!

Adrian spanikowany zadzwonił po obsługę hotelową, a nas szybko wyprowadził. Nie wiedział, co dalej robić: czy dalej nas oprowadzać czy tez zająć się nietypowym znaleziskiem. Jednak profesjonalizm szybko wziął górę nad emocjami, więc nie zważając na nasze przerażenie, uspokoił nas, wykonał kilka telefonów, po czym zaprowadził nas (jak obiecywał) do magicznego miejsca.

Naprawdę magicznego. A jak się później okazało, także… krwistego.

Zjechaliśmy na dół na basen. Piękny, romantyczny, idealny do relaksu. Lustro umieszczone na suficie połączone z cudownymi światłami stworzyły niepowtarzalny nastrój.

Który bardzo szybko prysł. Do brzegu podpłynęło ciało. Ciało człowieka. TAK! CZŁOWIEKA! Za nim płynęła strużka krwi.

– Nie, to niemożliwe!
– AAAAA!!!!!!

Jedni mdleją, drudzy krzyczą. Inni stoją nieruchomo. Sytuacja wymykała się spod kontroli. Tylko Adrian, czuwający na straży, zachował zimną krew. Zebrał nas w jednym miejscu, zadzwonił po Katarzynę Puzyńską i stwierdził:

– Teraz to macie warsztaty kryminalne!

Oddalił się na bok, wezwał ochronę i zgłosił morderstwo/wypadek na policję. Mężczyzną znalezionym w basenie był Andrzej, prawnik.

My nie mogliśmy patrzeć na ten widok. Wyszliśmy na korytarz, a chwilę po tym biegła do nas już Kasia.

No dobrze, wbrew pozorom, szybko doszliśmy do siebie, a u wszystkich odezwała się żyłka detektywa. No bo: kto by nie chciał wiedzieć, co wydarzyło się w pokoju numer 7? Dlaczego zamordowano Andrzeja? KTO GO ZAMORDOWAŁ? A może to był tylko wypadek?

Macie propozycje?

P.S. Dla porządku, nie wszystkie przedstawione sytuacje w relacji wydarzyły się naprawdę. A uwierzcie mi – bardziej dyskretnych ludzi niż tych pracujących w hotelu, chyba nie znajdziecie. Ale wiecie, fikcja literacka i te sprawy 😉

A może jeszcze ciekawiej byłoby we Wrocławiu? W końcu i tam rozgrywa się wiele kryminałów. Znów hotel (może Hotel Mercure Wrocław Centrum?), a jeszcze te uliczki i wysepki… Tak, zdecydowanie tam chcę pojechać i przeprowadzić kolejne śledztwo!

 

[mc4wp_form id="3412"]


%d bloggers like this: