Gdy wspomina się o tej książce Witkacego, wszyscy rozpoczynają swe recenzje i opowieści od pierwszej jej części dotykającej kwestii „Narkotyków”. Ja jednak, nieco na przekór, sięgnę wpierw po dalszą część, która to, podobnie jak „Piekło kobiet” Tadeusza Boya-Żeleńskiego (zresztą nieraz wspominanego przez Witkacego) stanowi celny komentarz… obecnej sytuacji w kraju.
Niemyte dusze
Tak, tak – „Niemyte dusze” okazały się mapą drogową po duszach Polaków, które to podświadomie kształtują z nas napuszonych bufonów, niepotrafiących sięgać dalej, a bliżej. Tym samym też udowadnia, jak to po raz kolejny historia zatacza koło. Mądry Polak po szkodzie? Nie, po szkodzie też głupi!
– str 236
Podpierając się freudowska teorią oraz kretschemrowskim podziałem ludzi, jednocześnie uznając psychoanalitykę za niezbędny element edukacji, wykazuje z wielką zapalczywością, że oto my, Polacy puszymy się, nadymamy, próbując nadmuchać swoje ego do niebotycznych rozmiarów. Szkoda tylko, że balon ten to wydmuszka, w której to tylko powietrze śwista, a nie jakiekolwiek osiągnięcia. Zamiast więc ciężką pracą udowadniać, że należą nam się wszelkie tytuły i pochlebstwa, stwarzamy pozory, które mają nas pokazać na świecie jako ród ważny, jak nie najważniejszy. Czyż nie mamy tego dzisiaj? Energia niewykorzystana, a raczej zmarnowana na potyczki między sobą, w kwestiach, które tyczą się ustalania granic prawa i właściwych interpretacji, zamiast ukierunkowana na „dobrą zmianę” w gospodarce, kulturze, nauce. Jakoś tak wyszło, że Witkacy analizując naszą historię doszedł do tych wniosków prawie 100 lat temu. I nadal powtarzamy te same błędy. Pusząc się i pokazując swoje muskuły, zapominamy, że nie na tym polega rozwój. Jedni i drudzy chcą pokazać swoją siłę, chcą pokazać kto tu panem jest na włościach… Zamiast więc pankami, jesteśmy półpankami, którzy bez tytułu, każą się tytułować hrabiami.
Zobacz także – recenzja książki Witkacego Listy do żony. Tom III
A wszystko tkwi w podświadomości. W naszym kompleksie niższości, który odkrywa naszą bufonadę. Tak pisze Witkacy, a ja mu po stokroć wierzę! Bo gdy tak patrzy się na ten spektakl kreowany na naszej scenie politycznej, chciałoby się podarować politykom (nie tylko rządzącym) tę niepozorną książeczkę, która niczym przewodnik po nas samych, może zaprowadziłaby porządek. Bo po to pisze Witkacy, by może ktoś z tych u góry dostrzegł, że tak niewiele trzeba, by maszyna wreszcie ruszyła. Potencjał jest, tylko kierowany tam gdzie nie potrzeba. Chce Witkacy coś zmienić, coś pozostawić po sobie, coś zrobić dobrego dla ogółu i dla siebie. By Polacy przestali być złośliwi dla siebie, dla innych, dla najbliższych. By spacerując ulicami nie łypali na siebie spod byka i obdarzali pogardliwymi spojrzeniami. Zmiany zacząć trzeba od siebie, by dobro czynić nawet lokalnie. My jednak nie, wciąż dbamy o swój interes, kłócąc się, dowodząc swych racji, choć niekoniecznie je mając.
Jest to trudna część książki, jaką Witkacy dostarcza czytelnikowi. Nie jest lektura do poduszki, z pewnością jednak spełnia swe zadanie – daje czytelnikowi do myślenia, nawet teraz, po tylu dekadach od jej napisania. A to rzecz straszna, przerażająca, że nie nauczyliśmy się nic. Ani po rozbiorach, ani po peerelowskiej „niewoli”.
Narkotyki
„Niemyte dusze” to jednak tylko jedna część „edukacyjnego” dzieła Witkacego. By uczynić coś dobrego, jak to pisze do Jadwigi w swych listach, postanowił napisać o swych doświadczeniach z różnymi używkami i przestrzec przed ich zgubnym działaniem. I choć sam swego czasu nie stronił ani od alkoholu, ani od nikotyny, ani tym bardziej od „białych jadów”, postuluje o prohibicję. Całkowitą. Bo choć każda z tych używek początkowo potęguje jasność umysłu i pozwala tworzyć rzeczy niezwykłe, to szybko pozytywne działanie staje się okrutne nie tylko dla organizmu (bo tym Witkacy się nie zajmuje), ale przede wszystkim dla naszego umysłu.
Niby my czytelnicy to wszystko wiemy, bo w końcu szkoły, organizacje, a nawet rząd dbają o naszą edukację w tym zakresie. A jednak słowa Witkacego, jako artysty, który przecież nie raz i nie dwa szukał natchnienia, mogą trafić mocniej. Bo skoro on, człowiek ze środowiska naznaczonego w pewien sposób używkami, przestrzega, to dlaczego nie mielibyśmy mu wierzyć?
Z pewnością najciekawszym, bo najdziwniejszym, będzie dla każdego rozdział o Peyotlu, substancji pozyskiwanej z pewnych gatunków kaktusa rosnącego w Meksyku. W książce znajdziemy zapis wizji doświadczonych podczas seansu. A wizje te to prawdziwe sceny dantejskie, prawdziwy popis wyobraźni. Witkacy notował je na bieżąco, by nie stracić tych niemożliwych do opisania wydarzeń, światów, postaci. A wydawca przygotował dla czytelnika niespodziankę – w dalszej części książki, otrzymujemy oryginalny zapis, bez cenzury Witkacego. Artysta samodzielnie opisał rozdziały dotyczące jeszcze nikotyny, alkoholu i kokainy. Tam, gdzie według niego, nie miał wystarczających kompetencji, poprosił bardziej uczonych i doświadczonych w tej materii. Oczywiście nikt nie dorówna nietypowemu, trudnemu, ale niezwykle wciągającemu pisaniu Witkiewicza, ale rozdziały o morfinie i eterze pozwalają spojrzeć całościowo na szkodliwe działanie substancji odurzających.
„Narkotyki. Niemyte dusze” zostały wydane po raz kolejny w kwietniu tego roku, tym razem pod oryginalnym, choć przydługim tytule: „Nikotyna, Alkohol, Kokaina, Peyotl, Morfina, Eter + Appendix + Niemyte dusze”. Kto nie czytał, niech sięga. Bo choć tyle lat minęło, to pewne treści są nadal aktualne. Także te dotyczące używek. Witkacy miał dar obserwacji, który można mu tylko pozazdrościć. Jednocześnie można go kochać albo nienawidzić. Sami zdecydujcie, do której grupy należycie.
Tytuł: Nikotyna, alkohol, kokaina, peyotl, morfina, eter + Appendix + Niemyte dusze
Autor: Stanisław Ignacy Witkiewicz
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Data premiery: kwiecień 2016
Moja ocena: 9/10
Za przesłanie egzemplarza do recenzji dziękuję Państwowemu Instytutowi Wydawniczemu