Na Styku Sztuk spotkały się sztuki wszelakie

  10 września, 2016

Młody twórca ma kłopot. Co musi zrobić, żeby być zauważonym? Być może wystarczyłoby zaszokować odbiorców i media? Tyle że takie rozwiązanie sprawdza się na chwilę. Szczególnie, gdy nie ma dalszego pomysłu na siebie. Tym bardziej, że dzisiejszego miłośnika sztuk wszelakich zaszokować dużo trudniej niż chociażby XIX-wiecznego.


1

Może w takim razie Internet? Jednak i tu potrzeba dużo samozaparcia, stalowych nerwów, odporności na hejt. Choć jak już pojawia się hejt, to twórca ma pewność, że wzbudził zainteresowanie. Tyle że w dobie powszechnej dostępności do sieci, wybić się spośród setek wielu innych, też nie jest łatwo. Niby prościej niż kiedyś, bo nie potrzebuje znajomości i szczęścia. Niby.

Zawsze pozostają liczne konkursy i wytrwała praca. Pukanie od drzwi do drzwi z nadzieją, że któryś kurator dostrzeże w nich iskrę bożą i zechce otworzyć wystawę. Albo wydać książkę. Zorganizować koncert. Praca żmudna. Zawsze istnieje ryzyko. W końcu nie ma znanego nazwiska, więc i trudniej przyciągnąć potencjalnych odbiorców jego sztuki. Nawet tych otwartych na nowości.

Są jednak trzy młode dziewczyny. Łączy je miłość do sztuki. I najprawdopodobniej duża odwaga. Bo zrobić coś niekomercyjnego, gdy w zanadrzu nie ma się prawdziwych gwiazd z dużym dorobkiem? Nie każdy, by podjął się wyzwania. Dzięki zaangażowaniu, ale i ciężkiej pracy, trwającej pół roku, udało im się wdrożyć projekt o bardzo wdzięcznej i oddającej charakter imprezy nazwie, Styk Sztuk.

Taki był właśnie wieczór. Na Styku Sztuk. Widz nie mógł się nudzić przy żadnej formie, nawet tej, która mogłaby go teoretycznie nie interesować. Z jednego powodu – występy nie były długie. Ledwie 10-15-20 minut i na scenie pojawiał się kolejny zespół, kolejna grupa, kolejny artysta. Mi udało się obejrzeć występ m.in. pięknie grającej Zuzanny Federowicz. Z harfą robiła co chciała, a przede wszystkim czarowała publiczność utworem, który większość z nas powinna kojarzyć (ja nie skojarzyłam, ale poznanemu na imprezie Kosmit paczy!, jak najbardziej coś świtało, coś z Paryżem. Miał rację, utwór bardzo znany, gdyż pojawiał się w popularnych filmach. Nie odpuścił poszukiwań, dopóki nie znalazł satysfakcjonującej odpowiedzi).

Później czarował zespół fjors łączący klasyczne instrumenty z muzyką elektroniczną. Ich występ był króciutki, ale zdecydowanie wart uwagi! Choć nie mają jeszcze płyty na koncie, warto ich śledzić, gdyż na pewno jeszcze o nich usłyszymy. Pojawił się i elektryzujący wokal, i harfa, i wiolonczela. I oczywiście muzyka prosto z otchłani komputera. Występ niezwykły, który zabrał mnie w inną czasoprzetrzeń.

Potem przyszedł czas na taniec z wachlarzami. Równie czarujący, choć też niebezpieczny. Judyta Bulman przy akompaniamencie Piotra Tanecznego grającego na bębnach stworzyła porywający spektakl. Z jednej strony lekki, z drugiej nieco agresywny (ale pozytywnie!). Było intensywnie, było mocno. A gdy jeszcze dodamy fakt, że te wachlarze, to tak naprawdę niebezpieczna broń…

Gdy ucichły echa muzyki, na scenę wkroczyły Maki Boskie, w których skład wchodzą cztery szalone dziewczyny. Przyznam szczerze, że teatr improwizowany to duże wyzwanie. Bawić publiczność przez kilkanaście minut, tworząc na „żywca” dialog? Nie lada sztuka! Czasem wyjdzie, czasem lekko omsknie, czasem można popłynąć w zupełnie nieoczekiwaną stronę, ale też czasem można zabrnąć w ślepy zaułek. I takie były Maki Boskie. Przez to autentyczne. Może nie każda scenka wyszła w stu procentach, ale dziewczyny mają ogromny potencjał i życzę im wielu sukcesów.

Na sam koniec przed przerwą wystąpił zespół wokalny SouLadies. Tu obyło się bez większego zaskoczenia. Gdy na scenie zbierze się tyle bab z tak potężnymi głosami, to nie może zabraknąć mocy! I tak też się stało. Dziewczyny dały czadu, świetnie zaśpiewały i wprowadziły publiczność w doskonały nastrój.

I w tym miejscu zakończyła się moja przygoda ze Stykiem Sztuk. A była to przygoda warta przyjechania do Warszawy. Zdecydowanie warta obejrzenia.

Cieszę się również, że dopisała frekwencja i na Styk Sztuk przybyło bardzo dużo osób. To tylko świadczy o tym, że takie wydarzenie jest potrzebne. Że ludzie wcale nie boją się debiutantów. I oczywiście, skoro byli goście, to organizatorki już nie muszą się bać o kolejne, które odbędzie się już za trzy miesiące.

 Do zobaczenia?

Wpis powstał w ramach tygodnia z tematem:
Paryz-grafika

A dlaczego Paryż? Bo Paryż to artyści. Paryż to spotkania z artystami. Wieczorki, salony i niezapomniane dzieła sztuki!

[mc4wp_form id="3412"]


%d bloggers like this: