Babcie oglądały „Modę na sukces”, wnuczki „Zbuntowanego Anioła”. A z czasem i babcia dołączała do teamu Milagros. Choć oczywiście nikt o tym nie mówił głośno. Bo przecież telenowela brazylijska, tfu, przepraszam argentyńska, to najgorszy sort produkcji. Nawet jeśli z chłopczycą w roli głównej, noszącą czapkę z daszkiem do tyłu, w ogrodniczkach i grającą w piłkę nożną. Ale nawet jeśli nie rozmawiało się o tym z koleżankami, to i tak w zaciszu domowym, razem z babcią, śledziło się losy współczesnego Kopciuszka z wypiekami na twarzy.
„Zbuntowany Anioł” zaczął moją przyjaźń z południowoamerykańskimi produkcjami. I w sumie zakończył, bo to był mój pierwszy i jednocześnie ostatni romans. W końcu już nie było drugiej takiej wyszczekanej, seksownej chłopczycy. I po x latach, nie spodziewając się niczego, nie przygotowując się na nic, nie oczekując fajerwerków, wróciłam w rejony telewizyjne, do których myślałam, że już nigdy nie powrócę. I ku mojemu zdziwieniu, „Fałszywy Profil” obejrzałam do końca. Z wypiekami na twarzy. Choć nie wiem, czy znów powinnam się do tego przyznawać.
Powiedzmy sobie jednak jasno. Jeśli ktoś spodziewa się tu czegoś więcej niż dostał w „Zbuntowanym Aniele”, to na pewno srogo się zawiedzie. Jeśli jednak czekasz na coś lepszego niż mafijny świat Blanki, to warto pochylić się nad tą propozycją. Bo w sumie masz tu wszystko, czego współczesna, dojrzała i znudzona kobieta potrzebuje 😉 – namiętność, seks, zdrada, zemsta, a w tle walka o władzę i rodzinne tajemnice.
Fałszywy profil – bo wszystko zaczyna się w Vegas
Główną bohaterką „Fałszywego Profilu” jest Camila, tancerka erotyczna pracująca w jednym z najlepszych klubów nocnych w Las Vegas. Gra ją Carolina Miranda i tu muszę na chwilę się zatrzymać. Bo jest na kim. Jakkolwiek to zabrzmi, jej uśmiech i spojrzenie tak mnie uwiodły, że nie dziwię się rozkochanym spojrzeniom klientów klubu. I samych zainteresowanych. Tak! Piszę w liczbie mnogiej, bo przecież jak to w telenowelach i historiach miłosnych bywa, jest nie jeden pretendent do zdobycia serca, a dwóch. Pytanie tylko, komu będziesz kibicować w trakcie oglądania? Szlachetnemu, lecz skromnie żyjącemu taksówkarzowi, który zgodził się przyłączyć do realizacji szalonego planu? Czy też temu, który okazał się kłamcą, lecz swym spojrzeniem wiecznie zranionego chłopca, łamie kolejne serca naiwnych niewiast.
A wszystko zaczyna się w dolinie rozpusty i grzechu (Las Vegas), gdzie Camila poznaje Miguela (Rodolfo Salas). Znajomość zaczynają w aplikacji randkowej, by po kilkunastu dniach rozmów, wreszcie poznać się na żywo. I bum. Wybuch namiętności. Rozpusty i grzechu. Jest słodko, romantycznie i tak nasi bohaterowie ciągną swój związek kilka miesięcy. Aż do felernego dnia, gdy Miguel nie przyjeżdża do Camili, a Camila stwierdza, że w takim razie zrobi niespodziankę ukochanemu. Wsiada więc w samolot i przylatuje do Kolumbii. I to właśnie tu zaczyna się festiwal kłamstw, wielkich pieniędzy, rodzinnych splotów i rozwiązłości. To tu toczy się gra o najwyższą stawkę.
„Fałszywy profil” z odcinka na odcinek dodaje do fabuły kolejne tajemnice. Jednak mrok bohaterów tak pochłonął scenarzystów, że sami dostali mroczków przy rozpisywaniu kolejnych odcinków. I tak, z każdą kolejną minutą dostajemy coraz bardziej absurdalne rozwiązania, by na sam koniec otrzymać prawdziwy cios między oczy. Nie to, że było to tak cudowne zakończenie. Tylko tak… nie pasujące do pierwszych odcinków. Do tej aury tajemniczości, namiętności i cokolwiek tu dodacie. Mam poczucie, że pierwsza część serialu nijak ma się do drugiej. Owszem, oglądasz, bo Camila wciąż Cię hipnotyzuje, ale gdy przychodzi do rozwikłania kolejnych tajemnic, widz ma ochotę stuknąć twórców w głowę.
I tak z całkiem przyjemnego erotycznego thrillera, uformowało się coś, co w całej rozciągłości przypominało wszystkie brazylijskie telenowele, z amerykańską „Modą na Sukces” na czele. Tyle że upchane w 10 odcinkach, a nie w 1000.
Utkany ze schematów
Choć trzeba przyznać, twórcy postarali się o nie tak szczęśliwy finał, jakbyśmy mogli tego się spodziewać. Dodają sporo goryczy, pozostawiając jednak nie tylko furtkę na szczęśliwe zakończenie, ale także na kolejny sezon. I wszak wygląda na to, że jeśli będą tylko mieli pomysł (a biorąc pod uwagę natężenie dram na koniec), to mają punkt wyjścia. A w sumie to nawet i kilka.
Sam serial został spleciony ze schematów, które dobrze znamy. Mamy więc Kopciuszka – Camilę – która przynajmniej w jej mniemaniu postępuje właściwie. Mamy też Księcia, który okazuje się trochę ropuchą potrzebującą transformacji, dobrotliwego i zakochanego niewidzialnego zalotnika, który jest na każde zawołanie Kopciuszka. Bez szans, gdy nasz Książę jest w grze. Jest też Ojciec Rodu, uwikłany w tajemnice, które tylko on może uchronić przed całym światem. Oczywiście manipulując wszystkimi dookoła. Jest też Zdradzana, która swym temperamentem sporo miesza i nie tak łatwo odpuszcza. Z pewnością silniejsza charakterem niż Kopciuszek.
Muszę też zaznaczyć, że twórcy postarali się, by wyjść nieco poza sztampowy romans dwójki seksownych, heteroseksualistów. Wkroczono tu na dość nieoczekiwane (jak na tego typu produkcje) ścieżki i ukazano ( i to wcale nie w domyśle, a dość mocno i dosłownie) miłość dwójki homoseksualistów. W serialu nie brakuje więc wszelkich seksualnych kombinacji, scen erotycznych, które kiedyś z pewnością by nie przeszły w telewizji publicznej. Tu się całują, tam już uprawiają seks. Tam tradycyjnie, a tu już w trójkąciku. Każdy odcinek to z pewnością kolejne namiętne sceny. I z pewnością dużo lepiej nakręcone niż te, które można było zobaczyć w „365 dniach”. Tu przynajmniej, można uwierzyć, że pomiędzy bohaterami iskrzy, nawet jeśli ich pożądanie to tylko czysta gra ku osobistym korzyściom.
Czy więc „Fałszywy profil” to rozrywka niskich lotów? Może nie niskich, ale też nie najwyższych. Aktorstwo jest poprawne, scenariusz czasem niezły, ale częściej jednak absurdalny, jest trochę tajemnic, więcej erotyzmu, trochę południowoamerykańskiego temperamentu. Tam seks, tam krew, pomiędzy zemsta. Jeśli taki zestaw pasuje Ci na wakacyjny odpoczynek, to nie będziesz się nudzić. I pewnie nawet się wciągniesz. Co prawda na koniec będziesz się zastanawiać po co to obejrzałaś, ale w sumie kiedyś oglądało się równie absurdalny „13 posterunek” czy „Świat według Kiepskich”. W przypadku „Fałszywego Profilu” przynajmniej można pooglądać seksownych aktorów w pięknym otoczeniu, popijających Tequilę, a nie Mocnego Fulla.
Fałszywy profil do obejrzenia na Netflix