Oppenheimer - recenzja filmu

„Oppenheimer” – film o wielkim umyśle ze skomplikowaną duszą. Recenzja

  18 sierpnia, 2023

Czym jest „Oppenheimer”?
Ostrzeżeniem.
Czerwoną lampką.
Znakiem ostrzegawczym.

Oczywiście to przede wszystkim biografia jednego z wielkich umysłów, człowieka, który podążał za swoją wizją i ostatecznie doprowadził do powstania najbardziej śmiercionośnej broni. Ale wychodząc z kina, miałam poczucie, że reżyser mruga do nas, mówiąc, uważajcie. Bo jeśli znów się nabierzecie, to i znów będziecie zbierać żniwa. Nie patrzcie na krótkofalowe cele, patrzcie dalej. Zastanówcie się, jakie konsekwencje wywoła ten jeden krok. Teraz może mały, ale za dłuższą chwilę może wywołać prawdziwe trzęsienie ziemi.


0

Robert Oppenheimer stworzył broń potężną i przekazał ją w ręce władzy, która rzecz jasna miała tylko jeden cel: wygrać wojnę i zniszczyć przeciwnika. Zawsze można zakryć się górnolotnymi słowami, że tak naprawdę chodzi o zastraszenie. O to, by wcale nie używać broni, ale dać do zrozumienia, że jeden niewłaściwy krok może nieść za sobą straszliwe konsekwencje. Czy jednak rzeczywiście chodziło o straszaka? Czy może jednak o pokazanie boskiej władzy? Bo jak kończyć, to z przytupem. Tfu, prawdziwym hukiem. Wiemy zresztą, jakie konsekwencje ma owe straszenie. Do dnia dzisiejszego mniejsze i większe mocarstwa, z mniej lub bardziej szalonymi przywódcami na czele, próbują pokazać swoją siłę, strasząc uruchomieniem swego arsenału (przed czym zresztą ostrzegał Oppenheimer!). Leczą swe kompleksy, lecz przecież kto powiedział, że wreszcie nie dokonają tego, czego na razie nikt się nie ośmielił (prócz rzecz jasna czasów wojennych). Jak Putin może atakować pod nosem NATO Ukrainę, to przecież nie daleko już do bardziej dramatycznych kroków…

6 sierpnia 2023 roku, minęło dokładnie 78 lat od ataku atomowego na Hiroszimę. 9 sierpnia 1945 roku miał miejsce kolejny, na Nagasaki. Pomimo dwóch straszliwych eksplozji, tysięcy śmiertelnych ofiar, Japonia nie zamierzała się poddać, a USA odpuszczać i już w zanadrzu amerykańskie mocarstwo miało przygotowaną kolejną bombę. Na całe szczęście do trzeciego ataku nie doszło, bowiem wbrew zaleceniom wojskowych dowódców, cesarz Japonii postanowił podpisać kapitulację.

Oppenheimer historią wielkiego naukowca i skomplikowanego człowieka

Film jednak nie kończy się atakami nuklearnymi, bowiem sama konstrukcja bomby jest tu w pewien sposób drugoplanowa. Oczywiście, to ona zdeterminowała życiorys Oppenheimmera i doprowadziła do cichego „procesu”. Oczywiście to „Projekt Manhattan” rozsławił jego imię. Sam jednak film to opowieść o wielkim umyśle, uwikłanym w polityczne rozgrywki, zarówno przed jak i po wojnie. To też historia człowieka, toczącego wiele wewnętrznych wojen i dyskusji. Nolan zresztą umiejętnie to podkreślał korzystając z intensywnych, niezwykle sugestywnych migawek przedstawiających stan umysłu naukowca.

Reżyser jako punkt wyjścia nie wybrał ani młodości Oppenheimera, ani też zakończenia II wojny światowej. Owszem, wszystkie najważniejsze wydarzenia z życiorysu naukowca widzimy na ekranie, ułożone nawet w chronologiczny ciąg, ale oglądamy je z perspektywy „procesu”, który został wytoczony Oppenheimerowi. Zebrana komisja, coś na kształt naszych polskich tworów, przekupnych, podstawionych, realizujących przede wszystkim cel polityczny, udowadniających z góry postawioną tezę, a nie zajmującą się ustaleniem faktów, próbuje dowieść, że Oppenheimer to szpieg radziecki, któremu nie należy się certyfikat bezpieczeństwa. W międzyczasie, w czarno-białych przebitkach poznajemy niepozornego człowieka stojącego przed inną komisją, starającego się o wysokie stanowisko… Levisa Straussa, granego przez Roberta Downey Jr, na pierwszy rzut oka nie do poznania. Opowiada on historię relacji jego i Oppenheimera, rzecz jasna z jego perspektywy. Szczególnie mocno utkwiło mu w pamięci spotkanie, podczas którego Oppenheimer zostaje na chwilę z Einsteinem. Co jak się potem okaże, ten moment był kluczowy dla dalszych wydarzeń.

Nolan żongluje scenami, to wracając do przeszłości, to powracając do komisji i przesłuchań Oppenheimera. Czasem kontrastuje to opowieścią Straussa. 3-godzinny film przez większość czasu pochłania, wciąga, choć nie powiem, zdarzają się pewne dłużyzny, w szczególności w pierwszej części. Gdy myślę o nich z perspektywy czasu, to wynikają one raczej z nadmiaru wprowadzanych postaci. Tak, nie znając zbyt dobrze całej historii ojca bomby atomowej, miałam chwilami „WTF?”, kto jest kim? Co w sumie teraz się dzieje? Jednak po pierwszej godzinie, wszystko zaczyna się klarować, wszystko staje się jaśniejsze, a fabuła z lekka rwanej zaczyna biec coraz płynniej. Dlatego, wychodząc ostatecznie z kina, czujesz jak ten film w tobie drga, oddziałuje, jak rezonuje (bądź nie) z twoim poczuciem moralności.

Oppenheimer to aktorski popis Ciliana Murphy’ego

Najnowszy obraz Nolana to biografia Oppenheimera, a to oznacza, że aktor grający centralną postać opowieści, musi wypaść doskonale, by film był wiarygodny. I tak tez się stało. Cillian Murphy daje niesamowity popis aktorski, dzięki któremu postać fizyka na nowo ożywa i daje się poznać bliżej. Nie jako zdrajca kraju, nie jako szpieg radziecki, nie jako persona wątpliwej reputacji, ale jako skomplikowana jednostka, która podążała własnymi ścieżkami. Jak dla mnie, po tym filmie, Murphy to zdecydowany kandydat do przyszłorocznych Oscarów. W duecie tym równie dobrze wypada Robert Downey Jr. I choć jego postać odgrywa znaczącą rolę w życiorysie Oppenheimera, na ekranie pojawia się stosunkowo rzadko. Jednak te momenty są wystarczające, by stworzyć idealną przeciwwagę dla Murphy’ego. Mogłabym bym w tym miejscu napisać, że we dwóch ciągną ten spektakl, ale byłoby to wielce niesprawiedliwe dla całego sztabu stojącego za tym filmem. W produkcji „Oppenheimmer” wszystkie cegiełki są na odpowiednim miejscu, tworząc solidny obraz wybitnego człowieka. Dlatego też fascynująca była rola Florence Pugh, która wcieliła się w kochankę Oppenheimera – Jean Tatlock. Choć sama jej postać wydaje się być potraktowana nieco po macoszemu, bo jak wskazuje wiele osób odegrała większą rolę w życiu naukowca niż zostało to przedstawione na ekranie, to wykorzystała swój czas maksymalnie. Jej kokieteria, zawadiackość, a jednocześnie spojrzenie pełne depresyjnych nizin, sprawiało, że widz z bólem obserwował tą dziwną, ale i natchnioną relację. Relację pełną sprzecznych emocji, uzależnienia, toksyczności i wzajemnego upojenia. Relacji, której być może zabrakło w małżeństwie z Kitty (granej przez Emily Blunt). I tu znów, aktorsko rola została pociągnięta bardzo dobrze. Kitty, to w pewien sposób przeciwieństwo Jean. Pragmatyczna, dojrzała, a jednocześnie gdzieś w głębi tęskniąca za życiem bez zobowiązań, za to wypełnionym wielkimi przygodami i odkryciami.

Człowiek sprzeczności

Już zestawienie tych dwóch kobiet pokazuje jak sprzecznym był wewnętrznie człowiekiem Oppenheimer. Z jednej strony zafascynowany nauką, z drugiej nie do końca radzący sobie z eksperymentami. Z jednej człowiek-renesansu, kochający wiedzę, nie tylko tą ścisłą. Z drugiej świetny teoretyk (i to właśnie w tej roli odnalazł się najlepiej). Co też pokazuje, że zawsze można znaleźć swoje miejsce, jeśli ma się w sobie odpowiednią ilość samozaparcia. Można powiedzieć, że Nolan w sposób niesztampowy, pokazał realizację amerykańskiego snu. Możesz być kim chcesz, możesz być wielki, nawet jeśli początkowo jesteś wyśmiewany i uważany za niezdarę. Wystarczy spotkać na swojej drodze odpowiednie osoby, nie poddawać się, gdy na Twój wykład przychodzi tylko jeden student i wierzyć, że to co robisz ma sens. A los Cię wynagrodzi.

Oczywiście, każdy sukces ma swoją cenę, co dobitnie pokazuje Nolan. Bardzo często oglądamy filmy, w których widzimy człowieka, który wspiął się na szczyt, lecz niekoniecznie widzimy, co dzieje się później (podobnie jak z wszelkimi komediami romantycznymi). W tym przypadku, szybko można stać się celem, dużo łatwiejszym do obalenia – bo przecież jak jesteś na świeczniku, dużo łatwiej znaleźć na ciebie haki. Nolan rysuje więc jednocześnie dwie strony – to, jak sukces jest budowany i jak potem człowiek jest niszczony. Pokazuje jak wydarzenia mogą zostać wypaczone przez odpowiednią narrację. Znamy to, prawda? Media to kochają. Polityka jeszcze bardziej.

Jakby nie patrzeć „Oppenheimer” to też właśnie polityka. Poniekąd. Z jednej strony Nolan pokazuje ludzi, którzy bez względu na wszystko trzymają się swoich poglądów, nie zmieniają ich przy każdym podmuchu, a z drugiej strony przedstawia tą druga stronę medalu – co robi się z niewygodnymi przeciwnikami. Kiedyś pociągający był komunizm ze swoimi prospołecznymi postulatami. Jakie to było seksi. Wreszcie coś, co mogłoby być dobre dla całego społeczeństwa, a nie tylko dla wybranej elity. Równość, tak nieosiągalna w kapitalistycznym świecie. Po drugiej stronie oceanu idea brzmi zacnie, lecz zakochani w teorii, nie wiedzieli co dzieje się w świecie, w którym owe poglądy zostały wprowadzone w życie. To trochę jak niektórymi głosującymi, którzy dawno nie byli w Polsce i podziwiają powrót do nacjonalistycznych, rodzinnocentrycznych, katolickich „korzeni”, dalekich od lewicowych postulatów.

To, że ten mały misz-masz tematyczny wybrzmiewa dobrze, to nie tylko zasługa reżysera, aktorów czy scenariusza, ale i świetnego montażu oraz… muzyki. Fenomenalne kompozycje podkreślają wydarzenia na ekranie, dopełniają słowo i gesty, wzbudzają niepokój. Na tyle, by po ciele niejeden raz przebiegł dreszcz. Za jej stworzenie odpowiadał Ludwig Göransson i przyznam, że już dawno nie słyszałam tak rewelacyjnej ścieżki muzycznej w kinie. Owszem, zdarzały się bardzo dobre kompozycje, ale tu… majstersztyk. Uwielbiam, gdy muzyka w filmie sprawia, że mam gęsią skórkę, a mój żołądek ściska się z emocji. Ostatni raz miałam tak przy serialu „Dark”, w którym muzyka wywoływała we mnie niespotykany dotąd niepokój.

Nie wiem, czy „Oppenheimer” to arcydzieło, ale z pewnością Christopher Nolan stworzył film prawie doskonały. Taki, który trzyma w napięciu, chociaż historia ojca bomby nuklearnej jest powszechnie dostępna (nawet jeśli nie w całości, to chociaż częściowo). Taki, który skupia się na człowieku, na jego emocjach, na nim. Skupia się na tym, by pokazać niuanse naszego świata. Taki, po którym zostaje Ci szereg myśli w głowie i zaczynasz zadawać sobie kolejne pytania. Nie musisz zgadzać się z tezami, ale czujesz się pobudzony, by rozpocząć dyskusję.

Poczytaj więcej o filmie na Filmweb.pl

[mc4wp_form id="3412"]

Poster for the movie "Oppenheimer"

Oppenheimer

Reżyser
Christopher Nolan
Czas trwania
3 h 01 min
Data wydania
19 lipca 2023
Gatunek
Dramat, Historyczny
Przegląd
Wpis powstał w ramach tematu: Lewo vs prawoLewo vs prawo