One Piece Film: Red - plakat

Muzyka nowego początku, czyli recenzja „One Piece Film: Red”

  6 listopada, 2022

Jak osoba, która zupełnie nie zna się na anime, może przetrwać taki seans? I to jeszcze seans, który nawiązuje do popularnej serii, kręconej od 1999 roku! (serial liczy obecnie ponad 1000 odcinków – tak, to nie żart!)


0

Ja jednak lubię eksperymenty i wyzwania, i zawsze podchodzę do nich z otwartą głową. Niezależnie czy to będzie serial, film czy książka. W końcu co złego może mnie spotkać? Co najwyżej wciągnę się w coś zupełnie nowego bądź stracę dwie godziny swego życia. Jedynym mankamentem mojego planu był fakt, że mogło zabraknąć mi szerszego kontekstu. A on wydaje się być nie do nadrobienia w krótkim czasie ze względu na objętość oryginalnej mangi.

I uwaga! Wbrew pozorom największą przeszkodą dla mnie nie była fabuła, mnogość postaci czy forma (choć i one wymagały ode mnie zdjęcia pewnych łańcuchów ograniczeń), ale… nagłośnienie. Wiem, że to IMAX i że sprzęt to nie jakaś popierdułka. Moc biła z głośników, tyle że po raz pierwszy wyszłam z seansu naprawdę zmęczona. Zastanawiam się czy to kwestia nie dostrojenia dźwięku i dopasowania go do sali kinowej czy to problem samej produkcji? Natomiast na pewno uczucie ogłuszenia utrzymywało się u mnie jeszcze przez kilka godzin od zakończenia seansu. A przecież nie raz oglądałam tutaj filmy i nie raz rozkoszowałam się efektami dźwiękowymi.

Muzyka ponad wszystko, czyli One Piece Film: Red jako musical

O czym jednak jest „One Piece Film: Red”, czyli pełnometrażowa część przygód Luffy’ego i jego załogi? Czy warto było wysiedzieć te dwie godziny?

Wyobraźcie więc sobie dziewczynę, która kocha śpiewać. Ale kocha tak, że poświęca jej każdą wolną chwilę. Tak, że fani z całego świata, chcą słuchać tylko jej i jej pięknego głosu. Mogła być piratką jak jej ojciec, jednak przeznaczenie wybrało dla niej inną drogę, z której już nie było odwrotu, gdy tylko na nią wkroczyła. Owe dziewczę, o imieniu Uta, wymarzyła sobie koncert, który nigdy się nie kończy. Wymarzyła sobie również świat, Nowy Początek, który zapewni bezpieczeństwo wszystkim ludziom. No oprócz piratom, bo tych nienawidzi. Uta tworzy w swojej głowie utopię, świat, który miałby dać szczęście, radość mieszkańcom całego świata. I to wszystko dzięki muzyce! Ale, ale, czy tak anielska postać o tak dobrych i nieskazitelnych pobudkach nie skrywa pod swymi skrzydłami czegoś więcej? Czegoś mroczniejszego? Czy utopia, którą chce stworzyć Uta będzie tym, czego naprawdę wszyscy oczekują i z własnej woli wybiorą? Czy muzyka, która powinna łączyć, ma wystarczającą siłę, by zwyciężyć zło?

One Piece Film: Red - Uta

I tu muszę postawić kropkę czy bardziej znak zapytania, bowiem każde kolejne słowo może zdradzić to, co fabuła skrzętnie skrywa, by zaskoczyć widza. A robi to umiejętnie. Na nudę narzekać nie można, na ekranie dzieje się dużo. Jest intensywne i dynamicznie. Kipi od walk, starć, popisu dziwacznych umiejętności naszych bohaterów. I twistu, który wcale, a wcale nie jest zostawiony na koniec. To jednak nie wszystko, bo sam film mocno skręca w kierunku musicalu. Fani japońskiej muzyki będą zachwyceni, bowiem ilość piosenek pop-rockowych wyśpiewanych przez jedną z największych gwiazd tamtejszej sceny muzycznej, Ado, świetnie wypełnia film. Dostajemy mini koncert, gdzie energetyczne kawałki mieszają się z balladami i są umiejętnie wplecione w film dodając mu jeszcze większej dynamiki.

Warto jednak nadmienić, co tak naprawdę łączyło Utę i Luffy’ego –już na samym początku filmu okazało się, że w dzieciństwie byli przyjaciółmi, którzy uwielbiali rywalizację między sobą. Co więcej, ojcem Uty jest Shanks, słynny pogromca mórz, który zainspirował Luffy’ego do pozostania piratem. Mamy więc szansę wrócić do źródeł, poznać przeszłość (przynajmniej w minimalnym stopniu) głównego bohatera mangi. Natomiast dzięki temu, że centralną postacią produkcji stała się Uta (postać niekanoniczna), film może być oglądany jako samodzielny utwór. Jasne, lepiej byłoby znać te wszystkie detaliki, dzięki czemu zagorzali fani potrafili wyciągnąć dużo więcej z całej historii. Ale w przypadku tego filmu, jedynie sam początek mógł okazać się przytłaczający. Później szło już jak po maśle.

One Piece Film: Red - spotkanie po latach Uty i Luffy'ego

Kreska inna niż wszystkie

To, co mnie zaskoczyło, to kreska. Kreska, która odstaje od typowej, którą ogląda się w anime. W szczególności dla mnie, osoby, która nie ma zbyt dużej styczności z tym światem, rodzaj animacji / rysunku jest nietypowy (przynajmniej w ujęciu stereotypowym). To, na co pewnie zwrócicie uwagę, to… oczy. Oczy, które „powinny” być duże (zgodnie z panującą modą i przyzwyczajeniami), tak tu są zupełnie inaczej narysowane. Wyjątkiem jest Uta, która wygląda już dość charakterystycznie. A już w ogóle wbija w fotel sama wyobraźnia twórcy mangi, Eiichirō Ody. Takiego kolorytu, takiej różnorodności w wykreowanym świecie można tylko pozazdrościć. Co więcej, postaci (jak i świat) są naprawdę zaskakujące i nie powielają schematów znanych z innych tworów popkultury (chyba). Potwierdzają to również opinie o samej mandze czy serialu, który dość wiernie przenosi poszczególne rozdziały na mały ekran.

No dobra, w pewnym momencie pomyślałam sobie, że tam dobrze musieli coś brać przed kręceniem tego filmu 😉 

A jeśli lubisz pokręcone dzieła, to koniecznie wybierz się do teatru na sztukę „Świństwo”

Dwie godziny minęło mi dość szybko, co przy boleści moich bębenków, samą mnie wprawiło w osłupienie. Nie nudziłam się, dałam się porwać fabule, ale też wiem, że fanką serii nie zostanę. Nie przemawia do mnie taka stylistyka, takie natężenie krzyku (niezależnie od nagłośnienia), brakuje mi odrobiny spokoju i zatrzymania się w tym całym galimatiasie postaci rodem z fantastycznego świata. Ostatnie sceny walk najprawdopodobniej umocniły mnie tylko w tym odbiorze – mój mózg zdecydował się odłączyć.

Dla osoby, która nie jest fanem anime, być może będzie to minus. Dla osób, które lubią taką formę, będzie to na pewno ciekawe doświadczenie. Bo przecież nie będę wspominać o miłośnikach mangi czy anime (nie tylko One Piece). Dla nich za pewne to pozycja obowiązkowa.

Ja jeszcze tylko rozkminiam jak to zostanie przeniesione na serial, ale aktorski. Tym bardziej, że wziął się za to Netflix. Czy będzie to wygładzone do granic i tym samym pozbawione tego szaleństwa, które jest motorem napędowym serii?

Film obejrzałam w ramach zaproszenia na pokaz przedpremierowy

A o samym filmie więcej poczytacie na filmweb.pl

 

 

 

[mc4wp_form id="3412"]

Wpis powstał w ramach tematu: Rysa na szkle, czyli wizje utopiirysa-na-szkle-utopie