Pamiętam burzę po jednej z kampanii rządowych, że jak kto? Jak w ogóle można po raz kolejny mówić, że to dziewczynki mają być grzeczne, mają uważać na drinki i oczywiście zbyt kuso się nie ubierać. No bo przecież wiadomo – to ofiara ma uważać, nie sprawca.
Sama wtedy nie do końca byłam pewna, czy rzeczywiście sama kampania jest zła. Ale przecież, jeśli nie będziemy równie intensywnie ostrzegać chłopców, że swój interes niech trzymają głęboko w spodniach i niech używają go tylko wtedy gdy dziewczyna jest świadoma swoich decyzji a na oczach nie ma słynnych różowych, alkoholowych okularów, to może i dwa razy się zastanowią.
Ale wiadomo, kto reaguje na billboardy? Na głupie hasła dorosłych, którzy w swej hipokryzji wierzą, że potrafią ustawić do pionu wszystkich niepokornych.
Dlatego też „Obiecująca. Młoda. Kobieta” doskonale uzupełnia te wszystkie niezbyt trafne kampanie. I co więcej, w pewien sposób odwraca rolę, gdy to mężczyzna w jednej chwili z oprawcy staje się ofiarą. Film staje się ciągiem kadrów, w którym na światło dzienne wyciągane są wszelkie stereotypy, ale przede wszystkim sytuacje, z którymi niejedna grzeczna dziewczynka musiała się zmierzyć w swoim życiu. I czy będziesz suczą czy najlepszą studentką na roku, która nie baluje, to zawsze może spotkać Cię to, co pokazuje debiutująca reżyserka Emerald Fennel.
„Obiecująca. Młoda. Kobieta” to jednak nie tylko zebrane w jednym miejscu klisze kina gatunkowego. To zabawa formą i konwencją. W jednej chwili z obyczajowego filmu o trudach bycia trzydziestoletnią, samotną kobietą, wchodzimy w tryb komedii romantycznej, by za chwilę podążać tropem iście dumowskiej zemsty. Jeśli czytaliście kiedykolwiek „Hrabiego Monte Christo” wiecie, czym jest dobrze zaplanowana zemsta, obmyślana latami, od której nie potrafisz się uwolnić, którą raz po raz układasz w głowie, tym samym próbując sobie poradzić z wyrządzonymi krzywdami.
Cassie, młoda i inteligentna, z pozoru znudzona życiem trzydziestolatka, wciąż mieszkająca z rodzicami, poluje na mężczyzn. Ale nie tych, poukładanych. Nie tych, którzy znają granicę, i co najwyżej dupką pokręcą na parkiecie. Choć z pozoru tacy są. Mili. Grzeczni. Wydawałoby się, idealni partnerzy na randkę. Tylko jeśli trafi się fajna dziunia, która ledwo trzyma się na nogach, to czy można oprzeć się pokusie? Przecież ledwo żywa laska, jest taka podniecająca, prawda?
Emerald Fennel, powoli odsłania kolejne karty z życia Cassie, a my powoli poznajemy jej drugie oblicze. Owy początek, który doprowadził ją do nocnych wojaży, notesika, w którym skreśla kolejne kreseczki symbolizujące ofiary czy wreszcie pracy w kawiarni, której zresztą nie do końca lubi. Czy Cassie marnuje swój potencjał? W końcu była na medycynie, uczyła się bardzo dobrze, a mimo to nagle ze studiów zrezygnowała. Stając się szybko rozczarowaniem dla matki. Bo który rodzic nie chciałby, aby dziecko ułożyło sobie życie? Aby córka znalazła męża, urodziła dzieci, zachwycała swoją oszałamiającą karierą i zawsze dobrze wyglądała? Bo Fennel nie ma skrupułów i tutaj. W subtelny sposób pokazuje jak kształtują się krzywdzące dla kobiet stereotypy i sztywne ramy. I dopiero kiedy spróbujesz w nie wejść, okazujesz się wartościowym człowiekiem i godną swej roli córką.
Ale to też nie jest tak, że Cassie nie chce. Że tak bardzo potrzebuje tego buntu. Tylko trauma, którą nosi w sobie, jest zbyt wielka, by potrafiła normalnie funkcjonować. Gdy jednak przez chwilę daje się zatracić w miłości, życie przynosi jej kolejne rozczarowanie. Równie druzgocące co pierwsze. Bo i tym razem nie była przygotowana na prawdę, którą została spoliczkowana.
„Obiecująca. Młoda. Kobieta” to udana próba pokazania świata, w jakim musi funkcjonować kobieta. Oczywiście w bardzo intensywny sposób, gdzie wydawałoby się, że Cassie spotyka całe zło męskiego świata. Ale przecież ona sama starannie dobiera ofiary, na której poluje. Dokładnie wie, kogo chce spotkać i co chce udowodnić. To Ty mężczyzno trzymaj na wodzy swoje żądzy, a nie ty kobieto, uważaj czy nie wypiłaś o jednego drinka za dużo.
Scena w aucie, gdy Cassie bierze kij baseballowy i rozwala szyby w samochodzie wyzywającego ją mężczyzny, to takie szkiełko powiększające, idealne podsumowanie, tego, co nam się zdarza. Kim często jesteśmy dla mężczyzn. Albo mamy się im poddać i ulec, albo zachowywać się dokładnie jak oni. Bez prawa do słabości. Bez prawa do wyluzowania. Na wiecznej spinie. Inaczej jesteś tylko kurwą, szmatą, która powinna siedzieć w domu.
W rolę Cassie wcieliła się rewelacyjna Carey Mulligan. Tak, rewelacyjna, bo nieważne, jaką postać zamierza zagrać w filmie: czy to pijaną w sztok dziewczynę, czy zakochaną po uszy kobietę czy może żądną zemsty przyjaciółkę, zawsze robi to wiarygodnie. Zawsze z dużą dozą naturalności. Widz podąża jej metamorfozami, dostrzegając jednocześnie ten bezdenny smutek w jej oczach, który spina jej wszystkie wcielenia. Bo nieważne czy jako Cassie założy perukę czy rozmaże szminkę na twarzy, nadal kryje w sobie żal i ból. A czasem jest to ból wymieszany z odrobiną szaleństwa. Choć znając historię dziewczyny, wierzymy, że jest to szaleństwo uzasadnione.
Sam plan, scenariusz wypełnia szereg drugoplanowych postaci, mniej lub bardziej ważnych dla filmu. Na pewno też poznacie wielu aktorów znanych z seriali. Z pewnością jednym z wyróżniających się, bo jednak zabierającym trochę więcej czasu antenowego jest Bo Burnham, w filmie grający Ryana, miłość Cassie. Znów grzeczny chłopiec? Czy wielka romantyczna miłość? A jednak swoją rolę odegrał doskonale: trochę nieśmiały mężczyzna, który jest pediatrą i który w dość ślamazarny sposób próbuje poderwać Cassie.
Jest taka scena, w której Cassie stoi na tle białej ściany, a wzór znajdujący się tuż za nią, układa się w niebieską aureolę. Niczym Matka Święta. Genialne wykorzystane symbolu, świetne mrugnięcie do widza. Bo jakby nie patrzeć… historia Maryi wcale nie jest tak oczywista, jakby chciano ją nam przedstawić.
„Obiecująca. Młoda. Kobieta” to film, który wiele ważnych tematów owinął w rozrywkowy płaszczyk. Nie ma tu tylko feministycznych laurek, wojujących z mieczami kobiet, które tylko jak przysłowiowe czarownice, polują na swe ofiary. Nie ma tu więc wymuszonego patosu, wymuszonego pouczania. Jest za to wszystko, co, powinien zobaczyć każdy młody mężczyzna. I kobieta też. I choć profesja Cassie do najbezpieczniejszych nie należy, to nie musimy być grzecznymi dziewczynkami. Tymi, które milczą i same próbują poradzić sobie z traumą.
Polecam.