Tak to jest, gdy luby zagląda przez ramię i w końcu sam porywa klawiaturę, by napisać kilka słów o ostatnio oglądanym serialu. I zapowiada, że to nie ostatnie jego przejęcie mojego bloga… Tak więc w jego imieniu zapraszam na recenzję bardzo ciekawego serialu, w którym wykorzystano legendę o… Draculi.
Po przypadkowym odkryciu Castlevanii w serwisie Netflix, dziś jestem już po pierwszym sezonie. Liczy on ledwie 4 odcinki o długości 25 minut i jest pierwszym anime (kreskówką dla dorosłych), która przełamała mój wewnętrzny opór przed tego typu produkcjami.
Tak, Castlevania to świetnie narysowana kreskówka, z minimalnym udziałem CGI. Takie hybrydowe rozwiązanie z przewagą rysowanych kadrów naprawdę przypada mi do gustu. Kompozycja scen i kreska rysownika Trevora Morrisa są bardzo przyjemne dla europejskiego oka.
O czym jest Castlevania?
To seria gier (dostępna na konsole Nintendo Famicon/NES, Gameboy), którą Netflix postanowił zekranizować. I to naprawdę ze świetnym skutkiem. Castlevania opowiada o rodzinie Belmontów, żyjącej na Wołoszczyźnie (tereny Rumunii). Ich zadaniem, a może bardziej misją i powołaniem, jest ochrona tamtejszej ludności przed potworami, pupilkami Hrabiego Draculi oraz oczywiście z samymi wampirami. Serial skupia się na wydarzeniach z 3 części gry – czyli prequelu całej serii. Opowiada ona o ostatnim synu z rodu Belmontów – Trevorze. Początkowo stanowi świetny przykład podupadłej szlachty, rozgoryczonego tym, co spotkało jego rodzinę. Jednak wraz z rozwojem akcji staje się wyraźną postacią, choć jak sam stwierdza – wyszedł odrobinę z wprawy.
Co mnie urzekło?
Castlevania to serial, w którym bohaterowi znaleźli się w beznadziejnej sytuacji, akcja mknie do przodu i nikt nie dostaje taryfy ulgowej. Trevor obrywa po pysku, potwory mordują kobiety, dzieci i mężczyzn. Bo przecież czy zło wybiera? Flaki, mięsko i czaszki ludzkie są przedstawione nader realistycznie.
Fabuła jest kreowana w bardzo dojrzały i dorosły sposób. Scenariusz napisany przez Warrena Ellisa jest esencją tego, co podoba nam się również w Wiedźminie. Tutaj też mamy przykład oparcia kanwy na słowiańskiej legendzie, jaką są wampiry na Wołoszczyźnie.
I wisienka na torcie. Okres, o jakim opowiada serial, to czas rozkwitu inkwizycji kościelnej i rozrywki pod tytułem „polowanie i palenie na czarownice”. Kapłani zachowują się jak panowie i władcy swoich wiernych. Ich słowa i czyny stanowczo jednak przeczą nauce Kościoła i Chrystusa – co będzie dobrze podsumowane w ostatnim odcinku sezonu.
Polska wersja
Duże brawa należą się polskiemu oddziałowi Netflixa za dobór aktorów do polskiej wersji językowej. W oryginale głosy są mocną stroną produkcji i na szczęście to samo zadziało się w polskiej wersji. Głos Draculi podkłada Graham McTavish. Jako jego odpowiednika wybrano Andrzeja Blumenfelda, który świetnie pasuje do postaci.
Jednak mojej ocenie najbardziej trafny wybór to Izabella Bukowska-Chądzyńska, która podkłada głos Lisie Tepes. Oryginalnie głos postaci użycza Emily, która wypada dużo gorzej na tle naszej rodaczki. Izabella ma bardzo kobiecy głos wpasowujący się w opowiadaną postać.
Gwiazdą oczywiście jest główny bohater. W wersji angielskiej jest to głos Torina Dębowej Tarczy, czyli Richarda Armitage. W polskiej wersji wybrano gwiazdę naszego podwórka dubbingowego, Tomasza Borkowskiego, który użyczał głosu w wielu grach i filmach. Dla mnie pamiętną rolą jest postać Lorvetha w drugiej części Wiedźmina.
Dlaczego warto?
Jeśli choć trochę zaciekawiły Cię powyższe zdania, daj Castlevanii 25 minut swojego czasu. Udźwiękowienie, fabuła i głosy aktorów naprawdę działają na plus tej produkcji Być może zaskoczy Cię na tyle, że nim się obejrzysz, uświadomisz sobie, że to tylko 4 odcinki, a chcesz jeszcze więcej. Do wczoraj (12.07.2017) nie było wiadomo, czy powstaną kolejne części. Ale udało się – Netflix zgodził się na następny sezon.
Ocena 7,5/10
Typ: Serial
Gatunek: kreskówka(anime) przygodowe
Wiek: 16+
Sezonów:1
Czy będzie więcej: Tak, już pracuję nad 2 sezonem
Autor tekstu: Luby D.