Sausage party - recenzja filmu

Sausage party – impreza, której nigdy nie zapomnisz. Recenzja filmu.

  16 sierpnia, 2016

Po raz pierwszy wychodząc z kina, byłam w szoku. Typu druzgocącego. Po raz pierwszy wiedziałam, co dostanę i dostałam dokładnie to, o czym myślałam, a mimo to nadal tkwiłam w szoku. Dawno nie widziałam filmu, który nie siliłby się na bycie czymś, czym nie jest, a jednocześnie będąc tak dosadnym i bezpośrednim niemal w każdym żarcie.


4

Tak, byłam na „Sausage party”. W końcu wielkimi krokami zbliża się koniec wakacji, aura zmieni słońce na deszczowe chmury i temperatury poniżej 10 stopni (nie macie wrażenia, że powoli już tego doświadczamy?), więc czemu nie pozwolić sobie na coś, na czym nie trzeba się krygować czy udawać, że zrozumiało zawoalowany żart ukryty pod gąszczem zagmatwanych dialogów? „Sausage party” to film dla dorosłych, który ma dostarczać najprostszą rozrywkę. Najprostszą. Bez ściemy, bez udawania, bez czuwającego wiecznie oka cenzura. Proste żarty, prosta fabuła, bezpośrednia treść. Taki film idealnie sprawdzi się na imprezie, na której podchmielone towarzystwo będzie świetnie się bawić. Jak alejka monopolowego.

Fabuła jest jeszcze prostsza. Bo jak przystało na hollywoodzki hit, mamy zakochanych, którzy nie mogą być razem. By wreszcie złączyć się czymś więcej niż tylko końcówkami muszą trafić do krainy bogów. Czyli naszej kuchni. Jednak nie wiedzą, że kraj, w którym mają spotkać swe dziewice, to tak naprawdę sieczkarnia, gdzie sok z pomidora będzie lał się strumieniami, a noże i tasaki fruwają niczym w japońskim filmie. Są jednak bezterminowi, którzy znają prawdę. I ta prawda w końcu wychodzi na jaw… Mit o raju zostaje obalony, kraj bogów prawie pokonany, a parówka i bułeczka po wielu przeszkodach mogą wreszcie być razem. Zaspoilerowałam? Może trochę, ale uwierzcie mi, te kilka słów nie popsuje Wam zabawy. Bo rzecz nie rozchodzi się o fabułę, a o wszelkie przekraczanie jakichkolwiek granic. Tak, dokładnie. Tu nie ma świętości. Wszystko się miesza jak w zupach śmieciówkach. Homoseksualiści, Żydzi, Muzułmanie. Buntownicy, anarchiści i prawdziwi wyznawcy. Każdy stereotyp funkcjonujący w naszym świecie wykorzystywany jest do budowania relacji między bohaterami i oczywiście niewybrednych żartów, które suma summarum bawią. Choć trzeba być gotowym. I wiedzieć na co idzie się do kina.

sausage-party-2
To raj kuchnią zwany!

Obok klozetowych żartów jest i miejsce na inteligentny humor, lecz nie on zostaje w głowie na koniec seansu. Twórcy bawią się odniesieniami do popkultury, ale i konfliktów, jakie obecnie możemy obserwować na świecie. Nie brakuje tu niczego, choć jak wiadomo – za im więcej kalorii, tym człowiek może i syty, ale szybko może skończyć się to wizytą w toalecie.

„Sausage party” ma i dobre momenty jak i dłużyzny, które można spokojnie wyciąć. Jest tylko jeden problem – choć wiedziałam, jaki poziom będzie prezentować film, nadal nie byłam przygotowana na to, co zobaczyłam na sam koniec. O nie. To właśnie niemal ostatnie sceny wprawiły mnie w osłupienie, które trzymało mnie długo seansie. A nawet teraz, gdy piszę te słowa, brwi unoszą mi się same. Nie wiem czy ze zdziwienia czy może szoku o długofalowych skutkach? Fakt, cała sala się śmiała, co rzadko zdarza się na komediach.

Gdy wyszłam ze znajomymi z seansu, jednogłośnie stwierdziliśmy, że do nakręcenia takiego filmu potrzeba było wielu, wielu wspomagaczy. Niewielu jest śmiałków, którzy pokusiłby się o nakręcenie animacji, która nie znałaby żadnej świętości. Żadnej. I tu najważniejsze – dzieciom wstęp wzbroniony! Poważnie – w żadnym miejscu nie jest to film animowany dla dzieci ani nawet młodzieży. Za dużo tu wszystkiego. I nawet nie o język się rozchodzi, a wszystko pozostałe. Seth Rogen i spółka wykorzystali brak aktorów, a więc i brak hamulców na stworzenie historii wypełnionej seksem bez granic i odniesieniami do niego.

Myślę, że w przypadku tej komedii nie będę się rozpisywać. Było ostro. Było niesmacznie. Czasem żenująco. Ale o dziwo – nawet zabawnie. Być może właśnie dlatego, że produkcja nie była jajkiem niespodzianką. Pyszna czekoladka z wierzchu, a w środku… rozczarowanie, bo nie trafiła się reklamowana figurka. Ktoś gdzieś w Internetach napisał, że na parówkę już nigdy nie spojrzy tak samo. I trochę w tym racji, bo dla mnie parówka i bułeczka stały się właśnie synonimem seksu.

Filmowi „Sausage party” miałam dać ocenę 5, ale nie mogę. Bo 5 to nuda i brak zapamiętywalności. Poprawność, ale ulatująca wraz z napisami końcowymi. Tego obrazu nie da się zapomnieć. A że śmiałam się dodatkowo z prostackiego humoru? Wynik prosty: 6.

Szare komórki miały wolne. I świetnie się bawiły 😉

Tytuł: Sausage party
Rok: 2016
Gatunek: komedia, animacja
Ocena: 6/10

[mc4wp_form id="3412"]