Już nie pamiętam, co przerabiało się wtedy w szkole. Czy był to „Świętoszek”? A może „Skąpiec”? Wiem tylko, że czytałam, lecz najprawdopodobniej postąpiłam zgodnie ze starą zasadą trzech Z, tyle że w odniesieniu do lektury. Tak, przyznaję się bez bicia – niewiele pamiętam Moliera ze swej licealnej kariery. Na całe szczęście już nie muszę się martwić, gdyż wiedzę uzupełniłam, a nawet więcej! Molier zdobył moje serce!
No może nie do końca jest to miłość do grobowej deski, za którą oddałabym życie, ale… Molier to Molier. Prześmiewca, który oddziera nasze dusze z woalki. Co z tego, że jego sztuki to nie ten czas, nie te obyczaje. Co z tego, że już nie koronki i peruki przyodziewane przez klasę wyższą? Co z tego, że te problemy, że te dialogi, że ci ludzie wydają się przejaskrawieni? W końcu nadal mamy Don Juanów, którzy nie liczą się z sercem niewiast i tylko zaspokajają własne potrzeby, postępując zgodnie z inną zasadą: oczaruj, rozkochaj, wykorzystaj i porzuć z kretesem. W końcu nadal mamy Skąpców, którym pieniądz przysłania wszystko: pracodawców, którzy zarabiając krocie, nie dadzą złotówki więcej swojemu pracownikowi, ludzi, którzy widzą czubek nie własnego nosa (choć to też), ale skarbca niczym u Sknerusa. Nieważne, że wirtualnego. W końcu nadal przywdziewamy maski, chowamy za etykietami, udajemy przyjaciół, by później za plecami wypowiedzieć słowa, które od dawna krążą nam po głowie. Nadal mamy Świętoszków, tfu Tartuffe, którzy chowając się za swą religią, czynią wiele więcej złego niż przeciętny „grzesznik”. Ich wiara jest tylko na pokaz, uwodząc doskonale bardziej podatne dusze znajdujące się na zakręcie.
Tylko tyle i aż tyle wyczytamy z dramatów zebranych w pierwszym tomie wydanym przez Państwowy Instytut Wydawniczy. Jak możemy dowiedzieć się w przedmowie przygotowanej przez Michała Mizerę, „Dramaty” zostały po raz kolejny wysłane do druku w nowej formie ze względu na inne tłumaczenie. Bo inne tłumaczenie, to jednak inne spojrzenie. Tym bardziej, że przygotowywali je Panowie z różnych epok – wcześniejsze i dominujące wydania to popis tłumacza z XX-lecia międzywojennego Boya-Żeleńskiego. Tym razem jednak w nasze ręce trafia opracowanie Bohdana Korzeniewskiego, który swoją pracę nad przekładem poszczególnych utworów zaczął po II wojnie światowej. Ja nie mogę porównywać obu tłumaczeń, bo co tu udawać, dysponuję zbyt małą wiedzą w tym zakresie. Jednak z pewnością mogę powiedzieć, że przez tekst się płynie, bez zbędnych zastojów. Kilka razy zdarzyły się może zgrzyty, ale w tak niewielkiej ilości (policzyć by na palcach jednej ręki), że nikt nie zwróci na to szczególnej uwagi. Molier w wydaniu Korzeniewskiego jest przystępny i bardzo smaczny. Nie blokujesz się na poszczególnych zdaniach, tylko chłoniesz poszczególne, melodyjne wersy.
Molier – znawca ludzkich dusz
Gdy tak się zastanawiam, dramaty Moliera czyta się z niezwykłą prędkością. Wyglądało to tak, jakbym miała przed sobą rasowy kryminał, w którym intryga wciągnęła mnie w swoje sidła. A jednak to wystawianie na światło dzienne szarych zakamarków naszej duszy, okazało się zwyczajnie interesujące. Oglądasz siebie niczym w kabarecie, w którym to wyciągają nasze największe przywary. W pierwszym tomie zebrano cztery utwory. Pierwszy z nich to „Tartuffe”, w którym to niczym bóg sekty wyłania się człowiek potrafiący omamiać swoją żarliwością religijną. Co z tego, że pod tym nie kryje się nic? Pustka wyzierająca, która tylko pochłania kolejne naiwne ofiary. I taki to Tartuffe naciąga biedaków, skłócając rodzinę i podstępem zdobywając majątek, który mu się w żadnej mierze nie należy. Na całe szczęście nie tylko Tartuffe myśli w tym całym towarzystwie – w końcu gdy chodzi o dobro i majątek rodziny, trzeba walczyć. Nawet jeśli Pan rodu dostał chwilowego zaćmienia umysłu.
Chwilę później przechodzimy do Don Juana, który uwodzi kobiety, bo przecież każda piękna niewiasta musi zaznać jego miłości.
Przeskakuje on z kwiatka na kwiatek, szybciej niż my przerzucamy strony. Nie zna litości dla kobiecego serca. Uwodzi, zwodzi, a w pięknych słówkach jest mistrzem. Nie zna umiaru i nawet gdy niebo zsyła mu znaki, on nadal w nic nie wierzy, prócz samego siebie. A katastrofa zbliża się wielkimi krokami i biada temu, kto się nie opamięta.
Jest i „Mizantrop”, w którym to poznajemy Alcesta, człowieka, który pragnie tylko dwóch rzeczy – by kobieta, którą kocha całym sercem odwzajemniła jego uczucia i była mu wierna jak on jej oraz by ludzie nie chowali się po fałszywymi grzecznościami i mówili sobie szczerą prawdą.
W dramacie mamy jednak nie tylko biednego Alcesta, który w swej naiwności wierzy, że prawda popłaca, ale i Celimenę, która jest prawie kobiecą wersją Don Juana. Ona jednak nie żeni się co miesiąc, tylko flirtuje na potęgę z rzeszą zalotników. Każdy z nich wierzy, że jest jedynym, a ona zgrabnie ich zwodzi, a to nie mówiąc ani jednego miłego słówka, albo wręcz przeciwnie – wychwalając pod niebiosa. Jednak jak i w „Don Juanie” historia nie mogła skończyć się dobrze, tak i tu zakończenie nie jest dla wszystkich optymistyczne.
Na sam koniec zostawiono nam „Skąpca”, który idealnie wpisuje się w epokę kapitalizmu. I choć dziś nikt z nas nie zakopuje pieniędzy w ogrodzie (a może?), to już nie raz i nie dwa pomiędzy bliskimi wywiązywała się walka na noże o przysłowiowe złotówki. Mamy tu ojca, Harpagona, który nie dość, że jest skąpcem jakich mało, tak jeszcze próbuje zmusić dzieci do małżeństw (rzecz jasna w imię dobrego interesu!), do których to w żaden sposób się nie garną. Tym bardziej, że mają już swoich wybranków serca. A gdzieś w tle przewija się historia rodziny, którą tragicznie rozdzielił los. Czy pieniądz wygra batalię, a może to dzieci będą górą? Molier ma dla Was niespodziankę, choć oczywiście będzie to niespodzianka miła.
A na sam koniec muszę dorzucić trzy grosze o okładce, która jest fantastyczna. I wydawałoby się, że w przypadku klasyki jesteśmy skazani na toporne ilustracje i rysunki kojarzące się tylko i wyłącznie z lekturami, tak „Dramaty” Moliera przełamują ten nieznośny stereotyp.
Już zmierzam do końca, bo więcej słów nie trzeba. „Dramaty” Moliera to pozycja obowiązkowa, po którą należy sięgnąć. Bo w prostych historiach, może przewidywalnych, ale jednak wydobywających nasze czarne charaktery, odnajdujemy nasze społeczeństwo. Które nijak się nie zmieniło od XVII wieku. Tylko inne środowisko. Tylko inne obyczaje. Ale my? Wciąż tacy sami.
Tytuł: Dramaty. Tom 1
Autor: Molier
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy
Data premiery: 25 marca 2016
Moja ocena: 8/10
Za przesłanie egzemplarza do recenzji dziękuję Państwowemu Instytuowi Wydawniczemu