Z archiwum: Debiut Stanisława Karolewskiego „W piaskownicy światów”

  24 sierpnia, 2015

Debiut jest bardzo niebezpieczny. Autor ma niewiele stron, by przekonać do siebie przyszłego wielbiciela jego prozy. Może zachwycić, zaciągnąć kredyt zaufania u czytelnika lub też wręcz przeciwnie, zniechęcić go do siebie i sprawić, by nigdy więcej nie sięgnął po jego książki. Oto ostatnie bardzo łatwo, gdyż dzisiaj, w zalewie ogromu literatury trudniej o pokochanie niż znienawidzenie. Czytelnik ostrożnie wącha, zapoznaje się stylem, ale i wyłapuje wszelkie nieścisłości.


0

Wiele rzeczy, które ujdzie płazem u ukochanego pisarza, u debiutanta od razu razi, mierzi, doprowadza do frustracji. W potopie tworów literaturopodobnych, w zalewie słowa pisanego, trudno o prawdziwe perełki. Zresztą nikt nie oczekuje od debiutanta dzieła idealnego, które przekroczy granice, poruszy umysły, ciała i dusze, a na dodatek zachwyci walorami językowymi. Wystarczy pomysł, dobre wykonanie i równe trzymanie poziomu. I wiece co? „W piaskownicy światów” Stanisława Karolewskiego jest taką prawdziwą perełką wśród debiutantów. Dawno nie czytałam książki nieznanego autora, który dopiero wkracza na literacką scenę, a która podbiłaby moje serce. A za największy atut książki uważam to, że trzeba do niej powracać, gdyż za każdym razem może otworzyć zupełnie inne drzwi, a nasza podróż będzie przebiegała nowymi ulicami i ścieżkami.

Stanisław Karolewski postawił sobie bardzo wysoko poprzeczkę. Bo gdy powieść kryminalną, obyczajową, romans, sensację, przy dobrym warsztacie i pomyśle, łatwo wykreować, tak w przypadku sennych majaków, rozszarpanej fabuły, strzępków myśli wymaga to jeszcze talentu i (a może przede wszystkim) powściągliwości. By nie zagalopować się w nieznane tereny lub nie poruszyć zbyt wielu tematów. Autorowi udało się stworzyć powieść, która odkrywa przed sobą kolejne tajemnice, a przy tym nie ma typowej fabuły. Lub może ma, lecz ukrytą pod kolejnymi skrawkami myśli głównego bohatera. Jedno jest pewne, żadnej akcji lub spektakularnych wydarzeń, które mogłyby wpłynąć na pojawiające się postaci, nie będzie. Czytelnik natomiast musi składać kolejne fragmenty wspomnień i poalkoholowych majaków, by móc ujrzeć historię Michała. Jednak do samego końca nie ma pewności, że to co właśnie ułożył z dostępnych mu puzzli rzeczywiście jest obrazem pożądanym przez autora, a i ostatecznie przez samego czytelnika.

Główny bohater Michał, to z jednej strony człowiek inteligenty, zakochany w literaturze i niecodzienności, a z drugiej osoba, która nie zajmuje się w swoim życiu niczym ambitnym. Ot, para się tłumaczeniem kultury przybywającym do Polski Japończykom. Ogląda z nimi filmy, po czym objaśnia zawarte tam treści. Wydawałoby się, że jest to praca marzenie, lecz tak naprawdę nie wymaga od Michała ani zbyt dużego nakładu pracy, ani wysiłku intelektualnego. Mieszka z bratnią duszą, Czeszką o imieniu Juliette, którą pokochał całym sercem. Jednak pewnego dnia w jego życiu pojawia się dawna szaleńcza miłość – Alicja. Burzy ona spokój Michała, a tym samym zmusza go do wyruszenia w wędrówkę po mieście, wspomnieniach, snach. Przez cały czas nie wiemy, czy mężczyzna mówi do nas z przeszłości, teraźniejszości, a może z zakładu psychiatrycznego. Nie mamy pewności, czy są to wspomnienia czy obecne chwile, choć sama końcówka rozjaśnia obraz i nadaje kształtów mglistej poświacie. Nim to jednak nastąpi przyglądamy się życiu Michała, spacerujemy (nie)znanymi ulicami Wrocławia, wąchamy unoszący się dym papierosowy i rozpływamy się w alkoholowych oparach. Podążamy jego ścieżkami, lecz równie często jak życie, tak i jego myśli wędrują w coraz to bardziej odległe rejony.

I to największy atut powieści. Z pozoru składa się ze zlepku scen, jednak każda z nich niesie ze sobą falę emocji i przede wszystkim… treści. Liczne rozważania przepełnione są odwołaniami ze świata filmu, literatury, sztuki, ale i polityki. Dlatego też spacery z Michałem są tak niezwykłe! Nigdy nie wiesz, co spotka Cię za rogiem, więc uważnie śledzisz każdy akapit, wers, słowo. Zastanawiasz się, głowisz, próbujesz nadążyć za szybkim tempem jaki narzuca bohater. Autor zwodzi, naprowadza, zwodzi. Przetyka, odtyka i daje czas na zapełnienie.

Mogłabym pisać i pisać, lecz uwierzcie mi, że Stanisław Karolewski dał prawdziwy popis. I stworzył perełkę. Językową, pomysłową – taką, której się nie zapomina, i do której się wraca. Bo trzeba. By jeszcze raz przyjrzeć się historii Michała. By zobaczyć, jakimi drogami chadzał. I przede wszystkim odkryć czy to sen czy jawa. A i tak ostateczny werdykt należy do Ciebie, czytelniku.

Tytuł: W piaskownicy światów
Autor: Stanisław Karolewski
Wydawnictwo: Szarlatan

Jedna ze starszych recenzji stworzona dla portalu sztukater.pl

[mc4wp_form id="3412"]