„To najwyraźniej nie był przypadek, że od kiedy concerted cultivation stała się de facto obowiązującym stylem wychowywania dzieci w amerykańskiej klasie średniej, badania wykazały, że poziom zadowolenia z pożycia małżeńskiego spadł, a matkom większą przyjemność sprawia zajmowanie się pracami domowymi niż opiekowanie się dziećmi. Amerykańscy socjologowie przyjmują w zasadzie za pewnik, że obecni rodzice są mniej szczęśliwi niż osoby bezdzietne. Badania wykazały, że rodzice częściej cierpią na depresję i stają się coraz bardziej nieszczęśliwi wraz z każdym kolejnym dzieckiem, które przychodzi na świat”*
Na początku 2015 roku zostałam matką. Rozpoczął się jeden z najszczęśliwszych okresów w moim życiu. Ale i jednocześnie najgorszych. Niewyspanie to zaledwie czubek góry lodowej, który niesie za sobą wiele konsekwencji. Nawet przy tak małym stworzeniu musisz rozwiązywać wiele problemów. Czy to już ząbkowanie? Czy podać lek przeciwbólowy? Czy iść do lekarza czy może jeszcze zaczekać? Dlaczego nie chce iść spać, skoro jest tak bardzo zmęczone? Czy musi przy każdej próbie usypiania głośno płakać, pomimo że jest na rękach? I tak w kółko. Gdy uda Ci się znaleźć odpowiedź na jedno pytanie, na jego miejsce pojawia się kilka następnych. Zaczynasz mieć wrażenie, że rodzicielstwo, na które tyle czekałaś (czy czekałeś), to etap, który chciałabyś mieć już za sobą. Zaczynasz marzyć o wolności, a nawet o pracy, do której wstawałaś o 5 rano, ale przedtem nikt nie przerywał twojego snu.
Te myśli snują Ci się po głowie, gdy razem z dzieckiem zaczynasz zawodzić na spacerze. Bo znów coś jest nie tak. Są to jednak ułamki sekund. Chwile, które giną w natłoku szczęśliwych minut i godzin. Jeśli nawet kolejny dzień słuchasz płaczu dziecka cierpiącego z powodu kolki, wystarczy Ci jeden uśmiech, którym Cię obdarowuje. Pomimo nieprzespanych nocy, ciągłego zastanawiania się czy na pewno jest wszystko w porządku, czekasz na te chwile, gdy patrzysz na swoje maleństwo. I już czujesz jak ogarnia Cię spokój. Nawet jeśli przed chwilą toczyłaś wielki bój z mężem, ten niemowlak wprowadza w twoje życie równowagę. I pozwala zapomnieć o niektórych problemach.
Jednak do rodzicielstwa trzeba dorosnąć. Musisz chcieć. Musisz wiedzieć, że jesteś gotowa czy gotowy. Musisz wiedzieć, że jesteś w stanie poświęcić swoje wyjścia do pubu na rzecz pilnowania dziecka. Bo akurat wypadła Twoja kolej. Niekoniecznie pograsz sobie w najnowszą grę na konsolę, jeśli w tym momencie wypadnie Ci karmienie. Tyle że rodzicielstwo to nie tylko wyrzeczenia. Aby jednak tak nie było, do tego muszą dorosnąć oboje przyszłych rodziców. Nie jedno, ale oboje.
Gdy nie jesteś gotowa, cieszysz się wolnością. Spotykasz się z przyjaciółmi, planujesz wyjazdy do Paryża, Rzymu czy Barcelony. Chadzasz na imprezy, festiwale, koncerty. Wracasz późno do domu, by rano pełna energii (no może nie zawsze) wstać do pracy lub udać się na zajęcia. Oddychasz. Żyjesz pełnią życia. Nie budujesz poważnego związku, a jeśli tak, to wystarczy Ci wspólne spędzanie czasu. I co najwyżej pies. Lub kot. Jesteś zadowolona i nie czujesz pustki. Oddajesz się swoim pasjom, chodzisz wyspana, wspinasz się po szczeblach dobrze zaplanowanej kariery. Czujesz, że żyjesz.
I dobrze. Tak powinno być.
Czasem jednak, jedna grupa zaczyna zwalczać drugą. Z wzajemnością. Tupanie nóżkami, obrzucanie wyzwiskami, ciskanie argumentami, które już na pierwszy rzut oka wydają się dziecinne. Najpierw pojawił się spot Fundacji Mamy i Taty, który namawiał do wcześniejszego macierzyństwa. Nim kupi się dom, nim poleci do Tokio. Słusznie został skrytykowany, bo przez 30 sekund bazował na strachu i negatywnych emocjach. Nie pokazał macierzyństwa od dobrej strony, ale przedstawił bycie singlem jako niewłaściwą drogę, której kobieta będzie na pewno żałować.
Burza wokół spotu, choć głęboko analizowana w niemal wszystkich mediach, szybko ucichła. Jednak kilka dni temu zobaczyłam u siebie na Facebooku, że znajoma polubiła kilka postów z wydarzenia „Nie zostanę ojcem/matką w 2015”.
Pomyślałam „Interesujące”. Uważałam, że może stanowić miejsce z ciekawą, nie do końca poważną, a może nawet prześmiewczą treścią. Oj, jak bardzo się myliłam! Znaczy, domyślam się, że sam organizator wydarzenia miał inne intencje, lecz to, co obecnie dzieje się w tej grupie, zahacza o paranoję.
Single wyzywają mamuśki, mamuśki wrzucają na singli. Padają najgorsze słowa jednych na drugich. Gdy skrytykujesz wypowiedź zwolennika jednej z grupy zostaniesz uznany za patologię. I tak w kółko. A przecież wszystko powinno sprowadzać się do dwóch stwierdzeń: Nie chcesz mieć dzieci? Super, ciesz się życiem! Chcesz mieć dzieci? Super, Twój wybór i Twoja radość.
Jeszcze dwa lata temu, może i przyłączyłabym się do takiego wydarzenia. Wchodzisz na Facebooka, widzisz jeden ślub, drugi, później jedno dziecko, drugie. Zaczynasz się zastanawiać, czy z Tobą jest wszystko w porządku. Nie masz dziecka, męża, a na dodatek nie jest ci źle! Te szczęśliwe obrazki atakują cię zewsząd, a na dodatek wszędzie powtarzają, że jeśli nie wydasz na świat potomstwa, nie będziesz w pełni kobietą.
Odchodzisz od komputera. Wychodzisz na miasto. Tak gdzieś koło południa. Masz akurat wolne i chcesz w pełni wykorzystać pogodny dzień. Wchodzisz do sklepu, a tam widzisz matkę użerającą się z trójką małych dzieci. Wyrywają sobie na przemian ciastka. Matka nie chce im kupić. Płacz. Wrzask. Aby nie przyglądać się tej żałosnej sytuacji, gdy dziecko leży na podłodze, macha rękoma i płacze, szybko kupujesz co trzeba i wychodzisz. Chwilę później spotykasz się ze znajomymi w pizzerii. A tam znów rodzice. I dwuletnie dziecko, które akurat głośno demonstruje swoje niezadowolenie. Jęczy, mruczy, a po chwili nawet wrzeszczy. Popołudniu miałaś umówioną wizytę u lekarza. Pech chciał, że w tym samym momencie przyjmuje najlepszy pediatra w mieście. Kolejka do drzwi. I pełno zasmarkanych bachorów, które nawet przez chwilę nie potrafią być cicho. Jedne ganiają, drugie płaczą, inne kłócą się z matkami.
Już wiesz. Nie zostaniesz matką. Nie będziesz użerać się z kimś, kogo nie da się opanować. A jeszcze jak posłuchasz te matki w autobusie… Jak się chwalą, że ich córki właśnie opanowały drugi język, choć jeszcze nie skończyły 10 lat. Że na przyjęcie urodzinowe zamówiono czarodzieja, a dzieci wyśmienicie się bawiły (A ty jak zorganizowałaś przyjęcie dla swojej małej?) Że już zapisała jedna z drugą Kasię i Alę na karate, lekcje muzyki, plastyki, koszykówki. No i nie zapomnijmy – mój Stasio to już właśnie siedzi, gada i już w ogóle cuda wyprawia, choć jeszcze nawet roku nie skończył!
Na dodatek, matka nie ma prawa nigdzie się ruszyć. Musi siedzieć z dzieckiem. Przecież nie można wynająć zbyt wcześnie opiekunki. Ani posłać do żłobka. Nie zostawisz z babcią małego tylko po to by pójść na imprezę. Co powiedzą inne matki?
I tak analizując sytuację matek, które nie potrafią rozmawiać już o niczym innym, wiesz, że nie chcesz dołączyć do tego grona. Też tak miałam. Wiedziałam, że jeszcze nie czas i na pewno taka grupa mogła być pewną odskocznią. Obraz rodziców, którym dzieci wchodzą na głowę i dla których przestało liczyć się wszystko inne, jest odpychający. Czasem sama mam wrażenie, że jestem taką parodią matki, która stanowiłaby idealną pożywkę dla takiej grupy. Bo rodzicielstwo to taka suma sytuacji śmiesznych, żałosnych, poważnych i ważnych. Później sama się śmiejesz z siebie i własnej głupoty. Dlatego trochę mi żal, że taka grupa stała się miejscem, gdzie wszyscy zaczęli wylewać na siebie pomyje. A że single nie spieszą się do rodzenia dzieci? No cóż, to wina nas, rodziców XXI wieku, którzy uważają, że są narodem wybranym i dokonują cudu. Chuchanie, zwisanie nad dzieckiem jak helikopter, czający się jak puma, by w razie potrzeby zaatakować.
Ja nie zamieniłabym obecnych chwil na żadne inne. Ale wiem, że nie każdy chce iść tą drogą co ja.
Skąd wiesz, że za kilka lat nie stwierdzisz jednak, że chcesz być rodzicem?
Skąd wiesz, że po urodzeniu dziecka, nie stwierdzisz, że jednak nie nadajesz się do roli matki/ojca, a tym samym nie zdecydujesz się na kolejne, a przez następnych kilka lat nie będziesz żałować swojej decyzji.
Uszanujmy więc swoje obecne wybory.
* Cytat pochodzi z „W Paryżu dzieci nie grymaszą” Pamela Druckerman, str 252
Zdjęcie z serwisu Fotolia.pl