Mistrzostwa Świata w Siatkówce 2014

Dlaczego kocham siatkówkę?

  28 września, 2014
Mistrzostwa Świata w Siatkówce 2014
Upragnione złoto!
By Mariusz Cieszewski (CC By-NC)

Od zakończenia Mistrzostwa Świata w Siatkówce minął dokładnie tydzień. I przez ten tydzień zbierałam się do napisania tych kilku słów o dyscyplinie sportu, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia.

W niedzielę 21 września 2014 roku, widzowie przed telewizorami jak i przed katowickim Spodkiem, na hali jak i w pubach i strefach kibica, mieli w końcu prawdziwą okazję do świętowania. W końcu, po 8 latach, nasza siatkarska drużyna ponownie weszła na podium. Tym razem na najwyższy stopień. Może zabrzmi to melodramatycznie i sztampowo, ale gdy na rozpoczęcie meczu zaśpiewano hymn, gdy padła ostatnia piłka w meczu, a później naszym chłopcom wręczano złote medale, miałam ciary na ciele i łzy w oczach. Tak, tak – cieszyłam się jak dziecko z długo wyczekiwanego prezentu bożonarodzeniowego.


0

A wszystko zaczęło się od…

(Nadszedł czas na chwilę szczerości i prywaty) Bywało tak, że w gimnazjum jak i liceum co chwila lądowałam na zwolnieniach. Nie było miesiąca, abym nie musiała przesiadywać w domu przez te kilka czy kilkanaście dni. Wiadomo, człowiek inteligentny się nie nudzi, ale zdarzały mi się chwile, gdy naprawdę patrzyłam się przez okno i zastanawiałam się, kiedy będę mogła wyjść do znajomych. I w jednej z takich chwil, w weekend, przy nadrabianiu zaległości z całego tygodnia, włączyłam telewizor i natrafiłam na mecze siatkówki. I tu muszę się przyznać, że początkowo chciałam przełączyć na coś bardziej porywającego, gdyż siatkówka sprowadzała się dla mnie tylko do monotonnego odbijania piłki przez siatkę – bez większego ruchu i dynamizmu, gdzie każdy musi obowiązkowo stać na swoim miejscu. Na sali gimnastycznej zdarzały się również i małe sukcesy, gdy komuś udało się dobrze zaserwować czy drużyna odbiła trzykrotnie piłkę i przebiła na stronę rywala. Nietrafienie, punkt dla drużyny przeciwnej, punkt dla nas, przejście. I tak w kółko – żadnych emocji, zmęczenia. Nie to co noga! (Uwielbiałam grać w piłkę nożną – co tydzień, czasem częściej, organizowaliśmy ze znajomymi mecze towarzyskie. Miałam nawet własną drużynę, koszulkę „klubową” i rzecz jasna hymn!) Siatka kojarzyła mi się tylko z nudą. Po prostu nudą. Tamtego dnia, postąpiłam wbrew sobie i pomimo wszystko zostawiłam włączony mecz. I choć był to tylko mecz ligowy, patrzyłam jak zahipnotyzowana. Bo co ma siatkówka z W-Fu, do tego co oglądałam w telewizji? Nic a nic! I tak co tydzień, w każdy weekend śledziłam poczynania naszych rodzimych klubów. A później, to już poszło. Pierwsze mecz reprezentacji na żywo, bitwa o bilety na Ligę Światową i kibicowanie do utraty tchu. I oczywiście pamiętne Mistrzostwa w Japonii (kobiet i mężczyzn), gdy wstawałam o 3-4 rano, by obejrzeć kolejne mecze naszych reprezentacji.

Siatkarskie szaleństwo

Jednak nic nie odbierze atmosfery i emocji, jakich dostarcza mecz na żywo. Niepohamowane eksplodowanie radością czy też wspieranie drużyny z całą mocą, gdy ta może przegrać seta. Wychodzisz z meczu i nie wiesz jak się nazywasz – tak boli Cię gardło od krzyczenia i ręce od klaskania. Za pewne będziesz mieć również chwilowe problemy ze słuchem. I wiesz, że gdy wyjdziesz nie dostaniesz pałą, a kibice będą razem z Tobą świętować zwycięstwo drużyny. A nawet jeśli owa drużyna przegra mecz i tak ich wspierasz, bo wiesz, że następnym razem i tak dadzą z siebie wszystko. Nie zawsze zwyciężamy, ale zawsze walczymy. Nie tylko z najsłabszymi, ale mierzymy się również z najsilniejszymi.

Siatkówka jest sportem pełnym pasji i nieprzewidywalnym, w który nie trzeba pakować kilkudziesięciu milionów złotych (euro?), by drużyna wspięła się na szczyt. Niezależnie czy jest to drużyna narodowa czy ligowa.

Od początku mistrzostw całym sercem wierzyłam w wygraną naszego zespołu. Nawet jeśli chłopakom nie udałoby się zdobyć złota, nawet gdyby byli poza podium i tak pozostałabym im wierna. Jednak, jak zawsze, przez całe mistrzostwa pojawiały się głosy niezadowolenia (pomijam już kwestię zakodowania Mistrzostw i całej otoczki medialnej). Gdy wygrywamy, okazuje się, że mamy za łatwą grupę. Gdy mamy zmierzyć się z najsilniejszymi, okazuje się, że Polacy nie umieją sobie ustawić przeciwników i liczyć punktów. Gdy zaczyna się liczenie punktów, wciąż brzmią głosy o tym, że tylko zastanawiamy się nad tym, jaką drogę obrać, z kim wygrać i z kim przegrać, zamiast skupiać się wygrywaniu. A jeśli już nawet wygramy, to znajdą się i tacy, co powiedzą, że siatkówka to niszowy sport, więc po co się z tego powodu cieszyć? I tak wciąż i wciąż, komuś coś się nie podoba… Wolimy narzekać niż cieszyć się, że osiągamy sukcesy.

A ja? Ja nadal będę kibicować. I będę z siatkarzami na dobre i na złe

[mc4wp_form id="3412"]


%d bloggers like this: