Powrót do korzeni, sterylność i człowiek – czyli nie tak krótka rozmowa z Agatą Czeremuszkin-Chrut

  15 maja, 2014
Mięso i geometria #4 - dyptyk, 130x260 cm, akryl/olej na płótnie, 2014
Mięso i geometria #4 – dyptyk, 130×260 cm, akryl/olej na płótnie, 2014

Wspinam się po schodach. Gdy udało mi się dotrzeć do mieszkania położonego na najwyższym piętrze, przywitała mnie nie tylko Agata, ale również jej pies. Wchodzę. Od razu widać, że w tym miejscu pracuje artystka. Poddasze, rozwieszone obrazy, szkice, na podłodze rozpryśnięta farba. Jednak największe wrażenie robią obrazy na dużych formatach. Szczególnie jeden, który należy do nowego cyklu „Mięso i geometria”. Przyglądam się i już zapamiętuję linie i intensywne, żywe kolory. Bo w końcu, kiedy znów będę miała okazję zobaczyć obraz na żywo?


5

Agata Czeremuszkin-Chrut to sympatyczna i otwarta osoba, od której bije radość tworzenia. Nim przeszłyśmy do właściwej części rozmowy, Agata opowiada mi historię pracowni, która od dawna należała do artystów. Przed nią tworzył tu znany architekt, później w pracowni urzędowała malarka. Teraz przyszedł czas na Agatę i miejmy nadzieję, że tak klimatyczna pracownia przyniesie jej szczęście.

Czekałyśmy jeszcze na Tomka, który miał cyknąć kilka zdjęć. W końcu zadzwonił dzwonek. To Tomek. Jeszcze chwile przywitania, luźnej pogawędki, rozstawiania sprzętu. A ja? Co tu dużo ukrywać – denerwowałam się, bo w końcu to mój pierwszy wywiad. Usiadłyśmy wygodnie i…

W Twoich pracach dominuje postać człowieka, ale jest to postać człowieka daleka od tradycyjnej formy. Skąd takie postrzeganie i dlaczego akurat w taki sposób obrazujesz ludzką figurę?

W moich pracach ludzka postać jest zdeformowana. Właściwie jest to naturalny proces, ewolucja tego, jak zaczynały się pierwsze moje realizacje, w których podejmowałam problematykę dotyczącą człowieka. Oczywiście przeszłam przez tradycyjny system kształcenia. Skończyłam ASP we Wrocławiu, a tam na pierwszym, drugim, trzecim, a nawet piątym roku – jeśli ktoś chciał – mógł uczestniczyć w zajęciach ze studium postaci. Jednak w pewnym momencie, gdy już nauczysz się doskonale oddawać człowieka w sposób mimetyczny, zaczynasz chcieć czegoś więcej. I naturalną rzeczą staje się to, że zaczynasz deformować.

fot.T. Pawlus
fot.T. Pawlus

Profesorowie zachęcali Was do eksperymentu?

Wydaje mi się, że jako studenci mieliśmy dużą wolność. Zależy to także od pracowni, ale u mnie nie było nurtów dominujących. Właściwie każdy robił to, co chciał. I to było super. Każdy malował inaczej.
Czy zachęcali? Myślę, że tak.

Napisałaś w swoim portfolio, że najbardziej intryguje Cię ciemna strona człowieka. Dlaczego?

Tak, uważam, że wszystkie rzeczy ładne i grzeczne są po prostu dekoracją, a człowiek jest na tyle skomplikowany i na tyle ciekawy, że warto podejmować próby jego dogłębnej analizy.

Podobnie patrzysz na relacje międzyludzkie?

Zależy od okresu i tego, co akurat chcę przekazać. W tym momencie zajmuję się tą „ciemniejszą” stroną człowieka w ujęciu bardziej socjologicznym. Przygotowuję cykl pt. Mięso i geometria. Chodzi tu o skontrastowanie geometrycznej sterylności z człowiekiem, który jest z natury organiczny i właściwie po okresie wzrostu, następuje stopniowy proces jego obumierania – dotyczy to każdego organizmu żywego, nie tylko człowieka. Na przykład ciało człowieka mniej więcej już od 25 roku życia zaczyna obumierać [śmiech]. Nie był to może punkt wyjścia, ale jeden z elementów pracy. Seria dotyczy tego jacy naprawdę jesteśmy, z czego jesteśmy ulepieni i jak skończymy. Taki powrót do korzeni.

Swoje obrazy tworzysz na podstawie zdjęć. Wszystkie?

Zdjęcia stanowią dla mnie dużą inspirację. Są to najczęściej fotografie znalezione w Internecie, w prasie lub kadry z filmów, ewentualnie sytuacje podpatrzone na mieście. Na pierwszy rzut oka nie widać z jakiego zdjęcia czerpałam inspirację, jako że obrazy bardzo się w procesie malowania zmieniają.

Marylin i nieznany organizm - 130x130 cm, olej na płótnie, 2012
Marylin i nieznany organizm – 130×130 cm, olej na płótnie, 2012

Przyznam szczerze, że szukałam zdjęć, które Cię inspirowały do namalowania obrazów, przede wszystkim do jednego z Twoich cykli pt. „Łóżka”. Zestawiając zdjęcie z ukończoną już pracą można dostrzec pewne podobieństwo, mimo że jest ono przetransformowane.

A skąd wiedziałaś, które zdjęcia?

Drogą dedukcji, eliminacji, ale chyba najbardziej intuicyjnie. Starałam się wyszukać zdjęcia, kierując się np. położeniem postaci… Oczywiście wskazówką były same tytuły obrazów.

Zależy, które obrazy. Niektóre w większym, inne w mniejszym stopniu przypominają pierwowzór. Czasem zaczerpnę kompozycję, sam układ ciała. A czasem nakładam jedno zdjęcie na drugie i dopiero wtedy zaczyna się dziać [śmiech]. Ale swoich obrazów nie planuję aż tak szczegółowo.

Po prostu oddajesz się wenie?

Jeśli nawet maluję obraz na podstawie jakiegoś projektu, to jest to tak mała skala, że i tak na dużym formacie zaczyna się dziać zupełnie coś innego. I przez to muszę pracować bardziej szczegółowo. Szkic a duży format to dwie różne bajki. Szkic staje się tylko punktem wyjścia do dalszego opracowania, zwłaszcza na poziomie detalu. A wracając do weny – uważam, że coś takiego nie istnieje. Wstaję codziennie rano i pracuję. Nie czekam na przypływ natchnienia.

Zanim zaczniesz przenosić pomysł na duży format, najpierw przygotowujesz szkice?

Generalnie tak. W tym momencie mam sporo szkiców do wspomnianego cyklu „Mięso i geometria”. Mogę Ci pokazać. Kompozycyjnie są spójne z docelowym obrazem. Zastosowałam podłużny format, który później staje się dyptykiem, sama kompozycja i kolorystyka jest zachowana.

Już nie ołówkiem, ale od razu farbami? Najczęściej spotyka się szkice ołówkiem, zresztą jest to chyba zakodowane w naszej podświadomości. Szkic – ołówek, obraz – farby.

Bardziej maluję niż rysuję. Chociaż już od dawna przymierzam się, aby więcej rysować.

Rzeczywistość przepuszczasz przez pewien filtr, dzięki czemu wyłuskujesz rzeczy, które są dla Ciebie najważniejsze. W jaki sposób opisałabyś ten filtr? Co za jego pomocą odsiewasz, a co zostawiasz?

Zostawiam to, co najważniejsze: same kontury rzeczywistości, bez detali. Najczęściej po prostu rzucam okiem na jakieś zdjęcie i już wtedy zapisuję sobie w głowie pewne rzeczy. Potem transponuję zgromadzone myśli, strzępki obrazów na płótno. Chodzi głównie o impuls, który jest właściwie pretekstem do malowania. Pracuję bez modela. Na ASP oczywiście musieliśmy ich rysować. Teraz natomiast, jeśli mam żywą postać przed sobą, czuję zbyt duże uwiązanie.

A na początku próbowałaś malować obrazy opierając się na studium żywej postaci?

Jak najbardziej. W pracowni też próbowałam, ale szybko zorientowałam się, że nie jest to dla mnie, że właściwie mogę szkicować i pracować z modelem, ale tylko w przypadku, kiedy są to szkice robocze. Jeśli już mam malować obraz, model staje się dla mnie zbyt dominujący. A ja potrzebuję wszystkie rzeczy „przefiltrować” przez swój umysł.

Bawisz się kreską, formą, kolorem, ale co tak naprawdę pociąga się w malarstwie?

Zdecydowanie kolor. Choć tak naprawdę wszystkie te rzeczy wydają mi się nierozłączne i pracując z plamą, często używam linii. Nie da się tego oddzielić. To tak jakby muzyk miał grać tylko za pomocą niskich tonów.

Masz bardzo charakterystyczny styl, więc Twoje obrazy trudno pomylić z pracami innych artystów. Jak wyglądała Twoja droga do jego wypracowania?

Najlepiej widzą to ludzie z boku, kuratorzy, historycy sztuki. Gdy artysta tworzy pracę, nie do końca zastanawia się nad tym. Musiałby stanąć z boku, a on do swojej twórczości podchodzi dość subiektywnie. Ludzie, którzy analizują moje prace, widzą zmiany. Ja te zmiany zauważam zazwyczaj wtedy, gdy ktoś mi je wskaże.

Jest to naturalny proces, wychodzący z Twojego wnętrza?

Najbardziej przemyślany jest temat. Natomiast sposób użycia plam czy linii, to bardziej dzieło intuicji niż celowe działanie.

Mięso i geometria #1 - dyptyk, 130x260 cm, akryl/olej na płótnie, 2014
Mięso i geometria #1 – dyptyk, 130×260 cm, akryl/olej na płótnie, 2014

Twoja sztuka jest dość trudna. Jak ludzie odbierają Twoje obrazy? Na wernisażach czy podczas rozmów z oglądającymi? Rozumieli czy jednak pytali się, co miałaś na myśli?

Nie wiem, czy moja sztuka jest trudna, szczególnie w porównaniu do instalacji czy performance’ów, które dla zwykłego człowieka są totalnie nieprzystępne. Wydaje mi się, że moje obrazy są dość kolorowe, a momentami nawet czasami za ładne [śmiech].

Przed spotkaniem z Tobą rozmawiałam z niektórymi znajomymi. Moja mama była zachwycona, ale młodsze ode mnie pokolenie, stwierdziło, że ciężko im się odnieść do Twoich obrazów. Z jednej strony im się podoba, a z drugiej nie wiedzą, co o tym myśleć. Większość oczekuje przedstawienia człowieka w sposób dosłowny. A gdy stykają się z taką formą prawie abstrakcyjną, nie do końca rozumieją przekaz albo intencje artysty. Zastanawiam się, jak Ty to odbierasz i czy spotykasz się z takim reakcjami?

Często pojawiają takie głosy, ale jest to naturalne. Dziwią się i pytają, czy ja w ogóle potrafię namalować coś realistycznie. Ale przecież nie da się skończyć ASP, jeśli nie potrafisz narysować, namalować modela, zrobić jego w miarę wiernej kopii. Każdy z nas robił takie rzeczy na studiach, ale ludzie nie potrafią pojąć, że jest jeszcze coś więcej niż tylko realistyczne przedstawienie rzeczywistości. Polecam wszystkim książkę, która niedawno pojawiła się w księgarniach „Przewodnik po sztuce współczesnej. Dlaczego pięciolatek nie mógł tego zrobić?”. Ja wychodzę z założenia, że jeśli nie rozumiesz, to nie mów od razu, że Ci się nie podoba, tylko spróbuj się zastanowić, dlaczego Ci się nie podoba.

Paul i Joanne - 150x100 cm, olej na płótnie, 2013
Paul i Joanne – 150×100 cm, olej na płótnie, 2013

Wychodzę z podobnego założenia. Jakiś czas temu byłam na wystawie „Korespondencje” w Łodzi, na której znajdowała się tak naprawdę sama sztuka współczesna. I była też tam klasa, wycieczka szkolna. Reakcje na zgromadzoną kolekcję były następujące: śmiech i oczywiście pytania typu „czy to jest w ogóle sztuka?”

Nie załamujmy się. Jest jedna malarka z Wrocławia, która sprzedaje bardzo dużo prac. Między innymi współpracuje z architektami wnętrz, a jej prace można zobaczyć w czasopismach wnętrzarskich. Ma jeden świetny obraz – bardzo ekspresyjnie, szkicowo namalowany kwiatek i podpis „Taki drogi ten obraz, a tak mało użyła farby”. [śmiech]

Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sztuką?

Właściwie pochodzę z rodziny, w której sztuka była obecna na co dzień. Wujek był malarzem, mama uczyła plastyki, siostra jest malarką. Więc w dzieciństwie niespecjalnie zastanawiałam się nad tym. To była moja droga i nie szukałam innej.

Nie miałaś nacisków ze strony rodziny, że Ty też musisz iść na ASP?

Wydaje mi się, że w tym momencie jest taki trend, że rodzice boją się artystycznych studiów. Chcą, aby dziecko było prawnikiem, lekarzem, ale absolutnie nie artystą. Co oczywiście jest trochę błędne, ponieważ dziecko powinno robić w życiu to, co chce. A zawody kreatywne są coraz częściej pożądane. Artyści są elastyczni i mimo, że często unikają tradycyjnego „etatu”, to działają różnorodnie, na wielu obszarach i są bardzo zajętymi osobami.

Czyli malowałaś od dziecka?

Tak, zdecydowanie tak.

A czym jest dla Ciebie wolność tworzenia?

Najważniejszą rzeczą i na tym właściwie opiera się moja filozofia życiowa – nie być zależnym od pracodawcy i od jakichkolwiek trendów. I to jest w tym najfajniejsze. Oczywiście, życie jest trudne, inne niż oczekiwaliśmy i ciężkie. Nigdy nie jest tak, jak sobie wymarzysz. Może czasami zaczyna być lepiej [śmiech]. Generalnie chodzi mi o to, że artysta nie powinien być zależny nawet od tego, jakie prace sprzedaje i co w danym momencie podoba się ludziom, gdyż właściwie jest to największa pułapka. Moje serie obrazów różnią się między sobą. I jedne się podobają, inne nie. Nawet nie do końca wiem, na czym to polega. Widzą to ludzie z boku. Przykładowo z obrazów dyplomowych nie sprzedałam ani jednego. Natomiast prace powstałe już po studiach znikają z pracowni i w sumie nie wiem, jak to się dzieje. Po prostu, są rzeczy, które ludzie lubią, ale i też takie, które im się nie podobają. Ja na szczęście nie wiem, co to jest. Cieszę się z tego, bo gdybym wiedziała, mogłabym podświadomie próbować zadowolić innych, zamiast realizować własne zamierzenia.

Mięso i geometria #6 - dyptyk, 130x260 cm, akryl/olej na płótnie, 2014
Mięso i geometria #6 – dyptyk, 130×260 cm, akryl/olej na płótnie, 2014

Artysta nie powinien bać się przekraczać pewnych granic ustalonych przez społeczeństwo?

To jest tylko i wyłącznie jego sprawa. Artysta powinien burzyć stereotypy i siać ferment. Gorzej, gdy te prace nie mają podłoża teoretycznego, a są tylko nastawione na show.

Aby wywołać tylko kontrowersje…

No właśnie. Weźmy na przykład Katarzynę Kozyrę. Było to, co prawda tyle lat temu, ale z niej wypływało to naturalnie. Często artyści robią wiele rzeczy dla szumu, popularności i to jest złe. Czegoś takiego nie popieram. Natomiast artyści jak najbardziej powinni przekraczać granice, szczególnie jeśli czują wewnętrzną potrzebę i rzeczywiście mają coś do powiedzenia.

W swoim dorobku masz też murale. Choć malujesz obrazy na dużych formatach, to jednak mural jest zupełnie inną powierzchnią, inną skalą. Jak wygląda proces malowania takiego muralu?

Mural jest w ogóle magiczną sprawą. Rzadko mam okazję wykonywać mural, bo jest to już logistycznie skomplikowane przedsięwzięcie. Jeśli ściana jest duża, trzeba załatwiać zgodę właściciela, pozwolenia, wypożyczyć rusztowania. Coś takiego musi także odebrać BHP, bo w końcu musisz być bezpieczna, gdy wchodzisz na wysokość drugiego piętra. Nie jest to więc takie proste, jakby mogło się wydawać, ale z drugiej strony sprawia dużo frajdy. Skala jest zupełnie inna, więc i tryb pracy jest inny. Biorę pod uwagę to, co jest wokół – przestrzeń, oświetlenie. Inaczej jest we wnętrzach, inaczej w przestrzeni publicznej, gdzie mural powinien spełniać społeczną funkcję. Powinien pasować do tego miejsca. Projektuję dość długo i żmudnie, i dopiero na sam koniec taki projekt przenoszę na ścianę. Nie przypomina to mojej pracy w pracowni, dość spontanicznej, w trakcie której mogę odchodzić od obrazu i improwizować. Mural muszę najpierw zaprojektować, a dopiero później przenieść na właściwą powierzchnię. Przynajmniej tak dzieje się w moim przypadku, gdyż nie umiem improwizować na ścianie. Bardzo łatwo o pomyłkę przy tak dużej skali.

004.Photo_object3

Malujesz sprayem czy może jakimiś specjalnymi farbami?

Tak, są specjalne farby. Farby elewacyjne np. silikatowe czy akrylowe. Spraye są dość nietrwałe, więc właściwie ich unikam. Chociaż… Mam teraz specjalne artystyczne spraye akrylowe i często ich używam.

Przeczytałam, że zaraz po studiach poświęciłaś się malowaniu…

Właściwie to nie do końca. Po studiach, jak każdy porządny człowiek poszłam do pracy i przez trzy lata byłam grafikiem w agencjach reklamowych.

I jak?

Pewnie byłabym do końca życia grafikiem komputerowym, gdyby nie okazało się w międzyczasie, że z malarstwa też można żyć. Oczywiście była to ryzykowna decyzja. Rzucić pracę i tylko malować, ale nastał już taki moment, że nie można było łączyć obu rzeczy. Tego, że siedzisz w pracy, czasem większą część doby, a później nie masz już siły iść do pracowni i malować. Ja uparłam się i malowałam, ale to były słabe obrazy, robione wręcz na rzęsach. Więc przyszedł czas, by w końcu podjąć decyzję i obrać tylko jedną ścieżkę.

Nie interesuje Cię praca od 8 do 16?

Praca od 8 do 16 to dla mnie koszmar. Chociaż uważam, że każdy powinien popracować jak normalny człowiek, żeby wiedzieć z czym to się je, jak to wygląda. Więc i ja przeszłam przez taki system. Absolutnie nie uważam, aby było to złe. Taka szkoła życia, pokory, ucząca profesjonalizmu w tym co się robi, co przydaje się później także w pracy twórczej.

Musiałaś spotykać się z klientami? Jak Ci się z nimi rozmawiało, gdy Ty miałaś własną wizję artystyczną, a klient mówi nie, proszę Pani, to nie to…

Co tu dużo mówić, klient ma zwykle rację. Zawsze sobie powtarzałam, że to on będzie musiał oglądać ten projekt do końca życia. Jeśli tak bardzo się upiera, to proszę. Nie traktowałam tego jako swój dorobek artystyczny.

fot.T. Pawlus
fot.T. Pawlus

Lubisz podróże?

Uwielbiam, powiedziałabym nawet, że mam na tym punkcie obsesję.

A jaki kraj najbardziej zainspirował Cię do pracy?

Zaczęłam podróżować już na studiach, ale dopiero od sześciu lat – kiedy w 2008 roku odwiedziłam Chiny – co roku wyjeżdżam w jakieś dziwne rejony. Ostatnio byłam w Birmie. Ale to jest podróż z plecakiem, najgorszymi trasami. Nie każdemu to pasuje.

Nie z biura podróży?

Nie [śmiech]. Tym bardziej, że w podróży najfajniejsze rzeczy zdarzają się, kiedy dzieją się spontanicznie np. pomylisz pociąg. Albo idziesz zwiedzać świątynię a zaczepi Cię jakiś miejscowy i zaprosi do siebie do domu na obiad. Trafiasz tam całkiem przypadkiem na resztę dnia, nie masz sztywnych tras, planu dnia. Wszystko się zmienia. W podróży najciekawsi są ludzie. Niestety nie mogę sobie pozwolić na bardzo długie wypady.

Oczywiście mogę pracować wszędzie, ale niestety nie na dużym formacie. Pozostają szkice, zdjęcia, inspiracje, ale to też jest super. Trzeba jednak wrócić do rzeczywistości i na serio zmierzyć się z dużymi formatami.

Wspominałaś na początku, że pracujesz nad nowym cyklem. Czy na sam koniec mogłabyś o nim trochę opowiedzieć?

Tak jak już chyba wcześniej wspominałam, cykl nazywa się „Mięso i geometria”. Opowiada o człowieku w mieście. Wszystkie obrazy opierają się na zasadzie kontrastu geometrii z organiczną materią. W tle dominują proste, precyzyjne linie, które symbolizują czystość i sterylność. Na tym tle rozgrywa się cała organiczna historia. Dziś wszystko jest przewidywalne, wszystko jest do cna zaplanowane, lecz mimo wszystko myślę, że człowiek się w tym wszystkim gubi. Wszyscy jesteśmy w gruncie rzeczy organiczną materią, która kiedyś się skończy. W pewnym sensie także podróże wpłynęły na podjęcie tego tematu. W kulturze Zachodu, śmierć jest czymś wypieranym. Ale już będąc w Indiach cały czas ocierasz się o śmierć. Choćby ciała zwierząt na ulicach, które się rozkładają, wszędzie szczątki jedzenia i śmieci, biegające szczury, latające muchy, robaki. Byliśmy w takim mieście, Waranasi. Buddyści podróżują tam, aby umrzeć. Miasto jest pełne kalek i żebraków. Wygląda to dramatycznie, ale to „święte miasto”, nad Gangesem palone są tam zwłoki. Jeśli umrzesz w Waranasi, to twoja wędrówka, cykl reinkarnacji kończy się, stajesz się wolny. Więc wszyscy chcą umrzeć w Waranasi. Palą setki zwłok dziennie. Są tam wąskie uliczki, pełno fekaliów, szczurów i ludzi, a do tego gorąco. I cały czas przewijają się procesje pogrzebowe, które przechodzą dziesięć centymetrów obok ciebie. Mimo tego, że z początku to odrzucasz, po chwili dostrzegasz piękno i odkrywasz w sobie rodzącą się fascynację tym właśnie otoczeniem. Podsumowując – w innych kulturach, śmierć jest naturalna, a u nas jakby zupełnie się o tym zapomina. Idzie się na botoks, na siłownię. Naciąga się różne rzeczy, tylko żeby nie było widać, że czas upływa.

fot.T. Pawlus
fot.T. Pawlus

Masz już sporo namalowanych prac czy jesteś bardziej w fazie szkicowania?

Mam już chyba siedem wielkoformatowych dyptyków. Chciałabym natomiast by było ich docelowo około dwudziestu.

To szykuje się dość spory cykl.

Tak. Równolegle robię też inne rzeczy, na przykład akwarele czy szkice na mniejszym formacie. Natomiast jeśli chodzi o duże obrazy, to teraz pracuję właściwie nad tą jedną serią.

Czyli poświęcasz się teraz tylko malowaniu?

Tak, tak. Choć mam jeszcze jedną „pracę” [śmiech]. Prowadzę warsztaty wśród studentów ASP, które odbywają się okazjonalnie. Jeżdżę po Polsce raz, dwa razy na miesiąc. Są to warsztaty organizowane przez angielską firmę, która produkuje farby. Myślę, że artysta nie powinien zamykać się w pracowni, izolować, bo to dość niehigieniczne. Wszystkie dodatkowe zajęcia są ciekawe i można je wykorzystać później w pracy twórczej.

Agata Czeremuszkin-Chrut (1983r., Częstochowa) – absolwentka malarstwa wrocławskiej ASP (2008). Zajmuje się malarstwem sztalugowym i ściennym oraz projektowaniem graficznym. Jej prace znajdują się w zbiorach prywatnych m.in. w USA, Belgii, Wielkiej Brytanii, Austrii, Australii i Polsce. Mieszka i pracuje w Warszawie. 

fot.T. Pawlus
fot.T. Pawlus

Zachęcam Was również do polubienia strony Agaty Czeremuszkin-Chrut na facebooku, gdzie dowiecie się o najnowszych obrazach oraz wystawach z jej udziałem.

[mc4wp_form id="3412"]


%d bloggers like this: