Instagramie co tam masz? Jedzenie!

  29 maja, 2013

Rok 2004. Zuckerburg nakłania Systroma, pracującego nad aplikacją do dzielenia zdjęciami wśród społeczności mobilnej, do dołączenia do Facebooka. Student Uniwersytetu Stanforda odmawia.

Kilka lat później. Pojawia się darmowa aplikacja – Instagram, która zaczyna zdobywać grono gorących zwolenników. Prosta, przejrzysta, a przede wszystkim jednocząca społeczność lubiącą uwieczniać ważne dla niej chwile za pomocą iPhone’a. Zuckerburg znów wychodzi z propozycją – tym razem kupna aplikacji. Systrom odmawia.

2012 rok. Miliard dolarów. Tyle bowiem kosztował Instagram. Za tyle kupił go Facebook. Sama aplikacja zostaje zintegrowana z najpopularniejszym portalem społecznościowym. Z jej możliwości mogą korzystać teraz wszyscy posiadacze smartfonów; zdjęciami dzielą się nie tylko wśród społeczności Instagramu, ale również Facebooka. Jedno zdjęcie, dwa miejsca publikacji. Instagram okazał się świetnym dodatkiem, dzięki któremu z pozoru banalne zdjęcie staje się szybko obrobionym kadrem, który można pokazać znajomym. Dziś fotografia nie jest zarezerwowana dla wybrańców wyposażonych w lunety i lustrzanki warte kilka(naście) tysięcy złotych. Dziś fotografować może każdy i każdy to zdjęcie może zobaczyć. Wystarczy kilka kliknięć, by świat dowiedział się co robimy, z kim jesteśmy, w jakim mieście przebywamy. No właśnie, jakie zdjęcia umieszczamy najczęściej w sieci?


8

Kiedyś mieć aparat to było coś. Jeszcze kilka lat temu, kiedy smartfony nie opanowały nas, zwykłych śmiertelników, robienie zdjęć wiązało się z pewnego rodzaju intymnością. Z aparatem wkraczało się w świat dla nas bliski, związany z naszą osobą emocjami i wspomnieniami. Przed erą lustrzanek, każde zdjęcie było niewiadomą, a czekanie na wywołaną kliszę pobudzało wyobraźnię. Zdjęcia cyfrowe, dla wielu osób dużo wygodniejsze, pozwalały na pstrykanie większych ilości kadrów. Utrwalanie chwil wszystkich, które w jakiś sposób były dla nas ważne. Nie było już tej wstępnej selekcji, jednak dzięki temu istniało mniejsze prawdopodobieństwo, że przegapimy ważny moment w naszym życiu. Pomimo wkroczenia świata cyfrowego, nadal skupialiśmy się na rzeczach ważnych, istotnych z naszego punktu widzenia. Gdy jednak świat oszalał na punkcie smartfonów, stało się coś zupełnie niespodziewanego…

Już nie rejestrujemy rzeczy ważnych.

Rejestrujemy wszystko co nas otacza. Od butów, przez gadżety, po… jedzenie.

I właśnie jedzenie, a dokładniej zdjęcia spożywanych posiłków, są prawdziwym hitem Instagramu. W restauracjach, na imprezach czy w domowym zaciszu. Wszyscy jedzą pięknie przyrządzone potrawy, które należy pokazać znajomym. Dalszym znajomym. A w sumie to całej społeczności.

Dziś na obiad jadłam sos… Z ryżem. I surówką. Ale brzydko się prezentowało, więc nie zrobiłam zdjęcia. Wybaczcie. Może jutro…

Na portalach społecznościowych piętrzy się jedzenie. A znajomi zazdroszczą. I też robią zdjęcia. Bo mamy czuć się gorsi? Też jadamy w restauracjach! Też jadamy takie wykwintne dania!

Zjawisko stało się na tyle widoczne, a zdjęcia posiłków na tyle popularne, że zainteresowały naukowców. Jedną z osób zaniepokojonych obecnym trendem jest dr Valerie Taylor, kierowniczka oddziały psychiatrii w szpitali w Toronto. Według niej fotografowanie jedzenie może świadczyć nie tylko o modzie, ale i o problemach psychicznych czy nawet zaburzeniach łaknienia. Niektóre badania wskazują, że może to prowadzić nawet do otyłości.

Co prawda nie byłabym tak sceptycznie nastawiona do dzisiejszej mody, gdyż jak każda z pewnością przeminie. Apetycznie sfotografowany posiłek pobudza zmysły, ale również zmusza do większego przywiązywania wagi do przyrządzania poszczególnych dań. Podglądając zdjęcia znajomych, którzy pstrykającym zdjęcia posiłkom, mobilizuję się do lepszego gotowania 😉 I choć sama moda mnie ostatnio denerwuje – dla mnie robienie zdjęć jest zajęciem szczególnym, wymagającym obserwacji świata, a nie pstrykaniem wszystkiego co spotkam na swej drodze, daleka jestem od osądzania…

A co Wy myślicie? Lubicie robić zdjęcia jedzeniu i dzielić się nimi z przyjaciółmi? Czy też unikacie ich jak ognia? A może tolerujecie jedynie te, wykonane na potrzeby bloga, czasopisma czy restauracji?

 

 

 

[mc4wp_form id="3412"]


%d bloggers like this: