Od wczoraj wieczorem myślałam nad wprowadzeniem cyklu tekstów. I tak wpadłam na ciekawy (tak myślę) pomysł. A dziś stwierdziłam, że przy okazji wprowadzenia nowego cyklu zorganizuję konkurs z nim powiązany.
Może najpierw o samym cyklu. Codziennie (oczywiście, jeśli czas pozwoli) będę publikować tekst/historyjkę inspirowaną wydarzeniami, na które natknęłam się w przeciągu doby w Internecie. W związku z tym, że tekst piszę na bazie różnego rodzaju wiadomości, Waszym zadaniem przez kolejny miesiąc, będzie odgadywanie na bazie jakich informacji powstał. Oczywiście nie musicie podawać mi linków, wystarczą jedno, dwa zdania, abym mogła określić, czy chodzi nam o to samo. Zawsze na koniec artykułu podam, z ilu wiadomości korzystałam.
Czyli w skrócie:
1. Ja piszę tekst
2. Na sam koniec podaję, iloma wiadomościami się inspirowałam.
3. Wy odgadujecie, jakie informacje wykorzystałam. Pamiętajcie, mogą to być przeróżne artykuły – od ciekawostek po informacje ze świata polityki. Korzystam z różnych źródeł, od wykopu po onet.pl czy wp.pl
4. Wysyłacie mi maila z odpowiedziami na adres: [email protected]. Oprócz odpowiedzi, napiszcie mi również swój nick. W odpowiedzi prześlę Wam, ile punktów zdobyliście.
5. Jedna odnaleziona wiadomość = 1 punkt. I tak przez cały miesiąc do 14.09.2012 r włącznie. Osoba, która zdobędzie najwięcej punktów wygrywa nagrodę.
6. Na odpowiedź do danego artykułu macie dokładnie 24 godziny. Po upływie tego czasu na facebooku jak i w samym poście umieszczę linki, którymi się inspirowałam.
7. A nagrodą jest…. Bon 50 zł do wykorzystania w sklepie merlin lub empik. Jeśli do zabawy przyłączy się co najmniej 10 osób, przygotuję nagrodę za drugie miejsce. A może wpadnie Wam do głowy nazwa dla tego cyklu? Jeśli mi się spodoba, również i ta osoba otrzyma nagrodę – niespodziankę.
Zapraszam Was do zabawy. Mam nadzieję, że cykl przypadnie Wam do gustu i oderwie od wciąż ponurych informacji płynących z telewizji, radia i internetu.
Ach i zapomniałabym – oczywiście możecie przyłączyć się do zabawy w każdej chwili. Nie musicie również odpowiadać na każdą historyjkę. Wszystko zależy od Was i Waszego czasu. Jeśli macie bloga i ochotę, możecie wstawić poniższy banner na swoja stronę. Będę bardzo wdzięczna 🙂
Dzisiaj dla ułatwienia, pogrubiłam fragmenty, które są kluczowe do znalezienia informacji 🙂 Ale w kolejnych odcinakach już tak nie będzie 😛
***
Podniecone Chinki stoją niecierpliwie w kolejce by kupić swój pierwszy wymarzony bilet na lot samolotem. Prawdziwym samolotem! W końcu opuszczą kraj, w którym dorastały, uczyły się i założyły rodzinę. Nie rozmawiają, lecz w ciszy kontemplują, to co zaraz nastąpi – oderwą się od ziemi i polecą do Europy. Będą w przestworzach, między chmurami. Zobaczą zupełnie nowy świat, zobaczą, to co przez tyle lat nie było im dane. Nareszcie. Dostały się do uśmiechniętej pani, która grzecznie spytała o termin wylotu i oczywiście cel podróży. Eri i Fumi wymieniły szybko spojrzenia i przez chwilę zastanawiały się, gdzie mogą polecieć…
– Hmmm…. Eri jak myślisz?
– Ja wiem jedno – chcę polecieć do Irlandii, na zieloną wyspę – szybko zakomunikowała Eri.
– To może Dublin? – zapytała uśmiechnięta pani. W sumie to dość intrygujące, że ona wciąż i wciąż się uśmiecha. Może miała operację plastyczną? – Ach, niestety. W obecnej chwili nie ma żadnych zaplanowanych lotów. To może wybiorą Panie, jakieś miasto leżące nie na wyspie, a na kontynencie? Np. dzisiaj zaplanowano lot do Rzymu. Samolot odlatuje za 12 godzin.
Na twarzach kobiet rozgościł się szeroki uśmiech. Antyczne miasto? Czemu nie. Lecimy!
– Tak, poprosimy dwa miejsca…
Rzym
– Cudownie tu. Może kiedyś przyjedziemy na dłużej – rozmarzyła się Fumi. – Chciałabym przechadzać się codziennie tymi wąskimi uliczkami. A jedzenie? Kocham je. Jest wyśmienite. Poczułam na nowo, że żyję. A moje kubki smakowe wręcz odpłynęły.
Po chwili do pokoju wpadła Eri.
– Fumi, słyszałaś? Dzisiaj rano rozmawiałam z właścicielem naszego hoteliku. Nie uwierzysz, co może się stać! Pierluca czytał dzisiaj w gazecie, że mieszkańcy Neapolu są wystraszeni. Każdy myślał, że to Wezuwiusz wywołuje te wstrząsy, a okazało się, że to zupełnie inny wulkan. No wiesz, niedaleko Neapolu jest superwulkan…. Jak on się nazywał…….Hmmmm…. Aaa, Campi Flegrei czy jakoś tak. Znajduje się pod wodą w jakiejś zatoce. Wiesz, jaką ma średnicę krater? 6,5 km! I co gorsza, może dojść do wybuchu. Kiedyś, dawno, dawno, dawno temu, podobno jakieś 250 milionów lat temu, jak wybuchł, to wymarło ponad 95% wszystkich gatunków roślin i zwierząt.
– Tutaj jest ten wulkan? – zapytała niespokojnie Fumi.
– A gdzie indziej? Pewnie, że tu, co prawda, daleko od Rzymu, ale wybuch wulkanu będzie miał katastrofalne skutki dla całej okolicy. Przynajmniej tak czytał pan Pierluca.
– Wiesz Eri, brzmi to strasznie – szepnęła Fumi – Może jednak wrócimy do Chin?
– No co Ty? Wulkan może wybuchnąć, a Ty chcesz wracać? Ja chcę jeszcze zobaczyć tyle rzeczy… W końcu udało nam się wyrwać, a Ty z powodu głupiej informacji, chcesz już wracać. Głupia!
– Nie wiem, Eri. Boję się. Muszę się zastanowić.
W samolocie
– I znów lecimy – uśmiechnęła się Eri – Nie wiesz, jak się cieszę, że nie zrezygnowałaś. Ja nie mam do czego wracać, a to podróż mojego życia. Pozwiedzamy i wrócimy. Zobaczysz…
Tuż obok siedział mężczyzna w garniturze. Rozmawiał z kimś obok. Eri zastanawiała się o czym dyskutują, ale nie mogła zrozumieć ich języka.
– Fumi, jak myślisz, o czym oni mówią? – Ten mężczyzna, elegancko ubrany, jest strasznie podekscytowany. Może do nich zagadamy po angielsku? Może rozumieją?
Eri nie czekała na odpowiedź towarzyszki. Nigdy nie potrafiła rozpocząć rozmowy z nieznajomym Chińczykiem, a co do dopiero z obcokrajowcem.
– Cześć. Czy mówi Pan po angielsku?
– Jak najbardziej. Czy coś się stało?
– A nic, z koleżanką wyruszyłyśmy w podróż po Europie. Zastawiałyśmy się, dlaczego jest Pan tak zdenerwowany.
– Czy to ważne? I tak już cała moja kariera została przekreślona. Jestem nikim…
– To może Pan powie, co się stało?
– Powiem Pani tak: moje życie jest zagrożone. Firma, w której pokładałem tak duże nadzieje, upadła. Czeka mnie dochodzenie, a na dodatek muszę oddać pieniądze klientom. A ten pacan… Nie, nie ten, co obok mnie siedzi… wszystkiego się wypiera. To spisek przeciwko mnie i moje firmie.
Eri i Fumi nie wiedziały co powiedzieć. Dlatego zadały bezpieczne pytanie, które nie powinno rozciągnąć się na dłuższą konwersację. Nie chciały słuchać rozgoryczenia obcego człowieka – nie teraz, nie kiedy są szczęśliwe.
– A skąd Pan jest?
– Z Polski – mężczyzna niecierpliwie kiwnął głową w przepraszającym geście i odwrócił się do towarzysza.
Eri i Fumi próbując cieszyć się podróżą, ułożyły się wygodnie w fotelach i nałożyły na uszy słuchawki, z których zaczęły rozbrzmiewać dźwięki muzyki relaksacyjnej.
Po chwili
– Proszę wszystkich pasażerów o uwagę. Ze względu na złe warunki pogodowe nie możemy wylądować w Madrycie. Lotnisko odesłało nas do Walencji. Proszę się nie martwić, to tylko 300 km od Madrytu – rozległ się głos na pokładzie.
Lądowanie
Pilot nadał sygnał mayday. Wiedział, że firma oszczędza. W końcu ludzie chcą latać tanio. Nie podobało mu się to, ale co miał zrobić? Zależało mu na pracy. Usłyszał zza kabiny głos stewardessy. Uspokoił się i skupił na prawidłowym wykonaniu wszystkich procedur obowiązujących przy lądowaniu.
– Proszę wszystkich pasażerów o zapięcie pasów. Podchodzimy do lądowania. Jeszcze raz, w imieniu, całej załogi oraz linii lotniczych Ryanair, przepraszam za powstałe utrudnienia.
Eri i Fumi wykonały posłusznie polecenie. Miny miały niewesołe, chciały koniecznie dostać się do Madrytu. A ta Walencja, co może być ciekawego w mieście oddalonym tyle kilometrów od stolicy. Pewnie to jakieś prowincjonalne miasteczko, pomyślała Fumi.
Nagle poczuły szarpnięcie. Samolot zakołysał się. Fumi szybko wyjrzała przez niewielkie okienko i to co zobaczyła wprawiło ją w osłupienie. Nie wierzyła. Po płycie lotniska uciekał lew. Prawdziwy lew! Szturchnęła Eri, ale zwierz zdążył zniknąć z pola widzenia.
Załoga samolotu zdążyła otrzymać komunikat, w którym kazano ostrzec pasażerów o grasującym po lotnisku lwie. Uciekł z pobliskiego zoo. Pracownicy ogrodu zoologicznego, straż pożarna i policja zajmują się schwytaniem dużego kota. Komunikat był lakoniczny, ale wystarczająco przerażający by wystraszyć załogę, a co dopiero pasażerów. Stewardessa z sercem w gardle weszła do korytarza, by ogłosić zaskakującą informację, ale szum na pokładzie mówił wszystko. Pasażerowie wiedzieli. Tylko skąd?
***
Zapomniałam o dwóch rzeczach. Mój szablon nie pokazuje godziny wpisu – a więc macie czas na rozwiązanie pierwszej zagadki do 15.08.2012 r godz. 22.20.
Druga sprawa, zapodaję Wam link, w którym znajdziecie dość zabawne zdjęcia. Tak na zakończenie dnia 🙂
Po co Chińczycy chodzą do Ikei
[update] I z tego wszystkiego zapomniałam, ilu wiadomości macie szukać – jest ich 5
[update 2] Linki do wiadomości:
Dorabiają się i wczasują
Ryanair lata na minimalnych rezerwach paliwa
Marcin Plichta – trwa polowanie
Maskotka (przy okazji – polecam bloga)
Włoski superwulkan może zabić miliony