Chyba już nikt nie ma wątpliwości, że żyjemy w swoich bańkach światopoglądowych, które izolują nas od pozostałych. A gdy przychodzi do ich zetknięcia, wystarczy tylko lekkie tarcie, by bomba wybuchła. Nie umiemy rozmawiać, kurczowo trzymając się swoich jedynych i słusznych poglądów. Nietrudno więc o podziały, obecnie tak widoczne i tak spolaryzowane. I chyba najbardziej bolesne jest to, że nie ma znaczenia po której stronie staniesz. Jeśli się nie zgadzasz, nie należysz do grupy. Koniec. Kropka.
Spektakl „Inteligenci”, a dokładniej autor Marek Modzelewski i reżyser Wojciech Malajkat, wzięli pod lupę polską, wykształconą rodzinę. Typową, postępową. Powiedziałabym, że bliską memu sercu, bo dokładnie taki model reprezentuje moja mała komórka społeczna. Mamy więc żonę Annę (Izabela Kuna / Anita Sokołowska), feministkę, jak to by powiedzieli z prawej, lewaczkę, tolerancyjną, akceptującą wszelkie różnorodności naszego świata. Mamy męża Szczepana (Wojciech Malajkat), który stoi rozkrokiem pomiędzy dwiema stronami. Typowy człowiek centrum, nie opowiadający tylko i wyłącznie czy to po prawej, czy to po lewej. Tu moje podobieństwa się kończą, ale przecież w takim teatralnym zestawieniu nie mogło zabraknąć też i siostry (Agata Kulesza), która to mocno wierząca, do kościoła chodząca, próbuje nawrócić część rodziny. Przynajmniej tą młodszą część, czyli swych siostrzeńców. Jest i syn (Maciej Tomaszewski / Maciej Łączyński), nastolatek, który wg pierwszych scen, wychowany w duchu tolerancji, czyli nauk matki, będzie bliższy światopoglądowo właśnie jej.
A tu psikus.
Bo pod dachem postępowej narodziny, narodził się typowo prawicowy wyznawca. Nie widzący miejsca dla Czarnoskórych, Gejów i kogokolwiek wstawicie sobie do listy, nie pasującego do obrazu białego, heteroseksualnego Polaka, jedynego prawdziwego mężczyzny.
Inteligenci – huragan emocji i… śmiechu
Co z takiego zestawienia może wyniknąć? Istne tornado, które zdmuchnie kruche, rodzinne relacje. Temat wydaje się poważny, w szczególności gdy spojrzymy przez klimat jaki mamy dziś w kraju. Lecz tu jednak nie spodziewajcie się monologów, dyskusji, które wywrócą wasze trzewia do góry nogami. Wasze lub Waszych polityczno=społecznych przeciwników. Choć sam zapalnik jest problemem poważnym. Syn uczestniczy w pobiciu i to wręcz z torturami, Czarnoskórego chłopaka, który to rzekomo nachalnie zarywał do koleżanki.
„Inteligenci” to sztuka, która wytyka wszystko wszystkim. Dostaje się lewej i prawej, dostaje się tradycjom, zakłamaniu, kościelnym wyznawcom. I co więcej, gdy tak trwa ten bokserki marsz, tak cała widownia śmieje się bez ustanku, szukając tchu pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu. Spektakl został tak skomponowany by zadowolić widownię i dostarczyć jej jak najlepszej rozrywki. Korzysta przy tym z elementów, które w takich sytuacjach najlepiej się sprawdzają – umieścić w jednym miejscu osoby o skrajnych poglądach, wrzucić w sytuację kryzysową, podeprzeć to przekrzykiwaniami, kurwami i innymi bluźnierstwami, a przy tym wciąż i wciąż wystawiać bohaterów na celownik widowni, by Ci wyśmiewali ich przywary.
Pytanie tylko: na ile widzimy tam siebie sami? Bo ja widziałam. Widziałam siebie, jak się zacietrzewiam w swych poglądach. Jak czasem zbyt mocno wierzę w potęgę mojego wychowania. Jak nie zawsze udaje mi się słuchać męża czy rodziny, o nieco innych poglądach niż moje. Widzę, że za te kilka, kilkanaście lat mogłabym tam stanąć i być może zmierzyć się z podobnymi problemami co bohaterowie. Może w innej skali, może nie tak dramatycznej, ale z pewnością o podobnym podłożu.
Czy jednak w tym ciągłym śmiechu wystarczy czasu na refleksję? Wystarczy na chwilę zastanowienia i zrobienia kroku w tył, by zobaczyć swoje własne odbicie? Z pewnością będziemy bawić się świetnie, jednak brakuje tu odrobiny oddechu w ciągłej gonitwie za rozbawieniem publiczności. Ale trzeba przyznać, że to co nie udaje się współczesnym polskim komediom, tak na deskach teatru wypada wyśmienicie.
A może spektakl o Fridzie? Przeczytaj co myślę o monodramie: „Frida-sztuka, rewolucja
I oczywiście zasługa to nie tylko dobrego scenariusza czy reżyserii, ale przede wszystkim dobrych i bardzo dobrych ról. Choć i tak trzeba przyznać, że najbardziej błyszczy Agata Kulesza, grająca nieporadną, swojską kobietę, która co niedziela chodzi do kościoła jak przykazała Biblia. Jej interakcje z siostrą feministką wypadają rewelacyjnie i są wyśmienitym wypełnieniem spektaklu. W roli syna, w wersji, którą ja oglądałam wystąpił Maciej Tomaszewski I muszę przyznać, że byłam oczarowana grą młodego aktora wśród przecież takich wyjadaczy sceny.
„Inteligenci” iskrzą wręcz ciętymi dialogami, choć pojawiło się kilka mankamentów – przynajmniej w moim odczuciu. Ciągłe wygłaszanie kwestii o tolerancji po pewnym czasie wydają się być zbędne i męczące. Wydaje mi się, że widz mógłby sam spokojnie dopowiedzieć sobie te kilka słów, jako że sam kontekst jest bardzo mocno zarysowany. I tak naprawdę nie ma tu miejsca na niedomówienia. Sama też przerwa w trakcie spektaklu wprowadza zbędne zamieszanie wśród widowni (ponieważ chwilę po niej sztuka się kończy), choć tym samym nikt nie jest przygotowany na zakończenie, które serwują nam twórcy.
Mały twist, zaskoczenie, które zostawia widza w zawieszeniu. I być może to właśnie ten moment, gdy wielu z nas zatrzymuje kolejny uśmiech i zastanawia się nad tym, co właśnie dostał ze sceny.
Wyjdźmy więc z bańki. Rozmawiajmy. Nim stanie się coś, czego będziemy żałować.
Metryczka spektaklu
autor: Marek Modzelewski
reżyseria: Wojciech Malajkat
scenografia: Wojciech Stefaniak
produkcja: Katarzyna Fukacz i Damian Słonina (Tito Productions)
czas trwania: 80 minut z przerwą
Bilet kupisz na stronie Spektaklove