Podobno największa i najpiękniejsza charytatywna trasa koncertowa w Polsce. I tak jak w pierwszym przypadku musiałabym poprzeć się liczbami, do których dostępu nie mam, tak w drugiej kwestii mogę udzielić Wam odpowiedzi już teraz. Dotarłam bowiem do Warszawy, gdzie zagrano jeden z koncertów „Betlejem w Polsce”.
Należę do osób, które rzadko trafiają do miejsc, w których wybrzmiewa kontekst religijny. Nie chadzam do kościołów, nie zaglądam na chrześcijańskie koncerty. A zawiało mnie do Betlejem. Tyle że w Warszawie. To były ledwie dwie godziny, ale jakże intensywne!
„Betlejem w Polsce” to cykl koncertów, podczas których zaproszeni artyści śpiewają i grają kolędy z różnych stron świata. Podczas całego koncertu wędrujemy więc nie tylko po europejskich szlakach, ale zaglądamy również do Etiopii, Ameryki czy krajów Bliskiego Wschodu. Podczas koncertu w części pierwszej nie usłyszymy tradycyjnych kolęd śpiewanych w polskich domach. I dobrze, bo dla mnie była to wędrówka w nieznane – czułam, że odkrywam, poznaję, ale i świetnie się bawię, choć przecież przez nieznajomość śpiewanych kolęd, nie mogłam aktywnie uczestniczyć w koncercie.
Dyrektor Artystyczny trasy, Mate.O, który zresztą sam kilkukrotnie pojawił się na scenie w roli wokalisty, tak skomponował program, aby w hali unosił się duch radości i pozostał tam do samego końca. Warto jednak zaznaczyć, że samo wydarzenie miało sporo akcentów katolickich – odnoszenie się do fragmentów Pisma, łamanie się opłatkiem, błogosławieństwo. Nieoczywistym było witanie się na początku koncertu z sąsiadem – podanie dłonie, przedstawienie się. Zmieniło to ton wydarzenia i sprawiło, że z pozoru podniosła atmosfera stała się nieco bardzo luźna, a może nawet rodzinna.
Wróćmy jednak do części muzycznej, bo jest ona naprawdę wyjątkowa. Przepiękne aranżacje kolęd i pieśni w większości nieznanych w Polsce wykonane przez utalentowanych artystów. Muszą i są ciary. Artyści zostali tak dobrani, aby przyciągnąć zarówno młodsze jak i starsze pokolenie. Tym samym koncert był idealną okazją do rodzinnego świętowania. Choć oczywiście kto jak kto, ale Dawid Kwiatkowski i Kamil Bednarek gromadzili tłumy fanek pod sceną. Potężny, zachrypnięty głos Grażyny Łobaszewskiej roznosił się po hali, a zwariowana Bovka nawet w kolędach przemyciła całą siebie. Zachwycili mnie jednak nie tylko Ci, których znamy z list przebojów. Moim wielkim odkryciem jest przepięknie brzmiący głos Dany Vynnytski, Agnieszki Musiał czy Zuzanny Malisz. Gdy któraś z Pań pojawiała się na scenie i śpiewała, od razu miałam dreszcz przechodzący po całym ciele. Ciekawym elementem łączącym poszczególne części koncertu był występ małżeństwa Józefa i Katarzyny Brody – to oni przenosili nas w polskie górskie rejony, prezentując nie tylko beskidzkie pieśni, ale też jakie instrumenty!
Koncert brzmiał przepięknie, bowiem nie tylko głosy solistów zachwycały, ale przede wszystkim cudnie współgrały zebraną na scenie Orkiestrą pod Kierownictwem Jana Smoczyńskiego. Brzmienia uzupełniali uwielbiani przeze mnie Atom String Quartet, ale i mołdawski zespół Fanfara Moldova czy Kapela Maliszów.
Muszę coś jednak podkreślić – długi czas świąteczna gorączka nie robiła na mnie żadnego wrażenia. Od kiedy mam swoje dziecię, trochę się to zmienia, jednak nie na tyle, bym potrafiła wykrzesać w sobie takie pokłady energii. A udało się na koncercie – poczułam ducha Świąt! I choć wchodzimy obecnie w okres karnawałowy, warto choć jeszcze na chwilę się zatrzymać i przypomnieć sobie, co jeszcze kilkanaście dni temu się wydarzyło i co tak naprawdę świętowaliśmy.
A do tego wszystkiego dodajmy – że dochód z koncertu jak i sprzedaży krążka przeznaczony jest dla osób potrzebujących.
Win-win. Wy słuchacie – potrzebujący dostają od Was mnóstwo ciepła!
P.S. Piosenka promująca koncertu na żywo brzmi rewelacyjni! Śpiewają ją nie tylko artyści, ale i Wy!