Wyobraź sobie sytuację, gdy czekasz na żonę, a ta w drodze do domu ma śmiertelny wypadek. Z nią jechało twoje jedyne dziecko, lecz nie wiesz, co się z nim stało. Zniknęło. Tak po prostu. Śledztwo utknęło w martwym punkcie, a Tobie nie pozostaje nic innego jak czekać. Oczywiście, wreszcie wychodzisz z etapu rozpaczy, zakładasz nową rodzinę i cieszysz się nowo rozpoczętym życiem. Zdarza się, że wspominasz. Zdarza się, że wyrzuty sumienia zżerają cię od środku. Ale… przestajesz wierzysz, że wreszcie odzyskasz pierwsze dziecko. I w końcu masz znów dla kogo żyć.
Rachel Abbott postanowiła wykorzystać motyw stary jak świat – zniknięcie dziecka. A jest to temat na powieść niezwykle wdzięczny, bo generujący wiele emocji. Zarówno po stronie czytelnika jak i przede wszystkim bohaterów. Szczególnie, gdy dziecko znika na kilka lat, a jedno z rodziców ginie. Tu jednak nie tyle wchodzimy w skórę zrozpaczonych rodziców, co uczestniczymy w śledztwie.
Zdarzenia z przeszłości powracają, gdy zostaje odnaleziona martwa dziewczynka. W podobnym czasie do domu powraca zaginiona przed laty córeczka, Natasha. Lecz jej przybycie wywołuje lawinę nieszczęść, komplikacji, przestępstw i błędnych decyzji. Jak to w takich powieściach bywa, już nic nigdy nie będzie tako samo. Rozwiązującym sprawę martwej dziewczynki, ale i porwania jest Tom Douglas, za którym, a jakżeby inaczej również ciągnie się przeszłość. I jak się okazuje, wcale nie bez przyczyny jest przywoływana w tym tomie.
„Obce dziecko” stara się być zagmatwaną historią, w której przeszłość i teraźniejszość splatają się bardzo mocno, prowadząc do nieoczekiwanego finału. Pokazuje, że raz podjęte błędne decyzje, mogą powrócić. I to ze zdwojoną siłą, uderzając w bohaterów jak tsunami i wywracając ich życie do góry nogami. Pokazuje różne perspektywy – świata przestępczego, świata dziecka i świata rodziny i oczywiście działania samej policji. Na całe szczęście, powieść została odpowiednio skrojona i uszyta, dzięki czemu czytelnik nie pogubi się w nagromadzonych postaciach i wydarzeniach.
Powieść zbierała bardzo dużo pozytywnych głosów. Może zasłużenie, ale ja nie czuję się do końca zaspokojona. Może przez postaci, które jednak nie do końca są dla mnie wiarygodne. Choćby ojca Natashy. Jego decyzje z przeszłości wydają się być irracjonalne i wcale nie mam tu na myśli samego wypadku żony z dzieckiem, ale późniejsze. Nie poczułam też emocji bohaterów, a przecież to właśnie one miały być siłą napędową książki. Nawet Emma, która obok Toma, jest jedną z głównych postaci powieści, wydaje się być nieco irytująca (ale z pewnością nie taki był zamiar autorki). Niewiarygodnie została zbudowana postać Natashy – a może bardziej rozdziały pisane z jej perspektywy. Po tym co przeszła, ma prawo być zbyt dojrzała jak na swój wiek, ale jednak w wieku 12 lat, nadal powinna myśleć i wypowiadać się jak dziecko. A w tym przypadku wyszło dość karykaturalnie.
Co jednak najważniejsze – najbardziej niewiarygodnym momentem jest sam powrót Natashy i zachowanie rodziców wobec niej. Skrajnie nieodpowiedzialne. Jak 12-latka może sterować dorosłymi ludźmi? Jak dorośli ludzie mogą poddać się szantażowi, kiedy (przynajmniej na początku) nic nie stoi na przeszkodzie, by skontaktować się z policją? Takie dziecko, przetrzymywane przez kilka lat nie wiadomo gdzie, nie wiadomo z kim, powinno być natychmiast oddane pod oko specjalistów. A do tego postępowanie Natashy i jej restrykcyjne zasady są naginane do potrzeb fabularnych. Aż za bardzo. Są to zgrzyty dla mnie dosyć wyraźne, obniżające poziom przyjemności czerpany z lektury.
Mimo wszystko „Obce dziecko” spełniło swój podstawowy cel. Potrzebowałam lekkiej, rozrywkowej lektury, nie wymagającej ode mnie jako czytelnika zbyt dużego wysiłku. Kumulacja stresu w pracy i w domu wymagała czytelniczego, aczkolwiek nieskomplikowanego ratunku. Rachel Abbott wie jak pisać, by utrzymać uwagę czytacza. Krótkie rozdziały, naprzemienna perspektywa kilku bohaterów, krótki czas działania, sprawne, krótkie zdania – wszystko to razem okazało się doskonałym przerywnikiem w ciągu dnia. Powieść się chłonęła, bez przestojów, ale i bez chwili zadumy.
Ot, coś co można przeczytać i nie żałować. Ale myślę, że i szybko zapomnieć.