„Państwo Macron”, gdy polityka i miłość znajdą się na jednym biegunie – recenzja książki

  4 września, 2017

Państwo Macron to małżeństwo niezwykłe. Nie dlatego, że Emmanuel został prezydentem Francji. Ważniejsze w całej kampanii, a także i po wygranej okazała się duża różnica wieku pomiędzy małżonkami. A przecież to nic niezwykłego. Prezydent USA, Donald Trump jest o ponad dwadzieścia lat starszy od żony, Melani. Jednak to francuska para znalazła się na celowniku, stając się przedmiotem głębokich rozważań. Po prawej jak i lewej stronie. We Francji jak i nawet tu, u nas w Polsce.

No tak, Trump jest facetem. On może.

Miłość podziemna

I tak Państwo Macron dostarczyło mediom wiele rozrywki. Bo przecież on, młody, niespełna czterdziestoletni. Jak może być wierny swej starej, zbliżającej się do emerytury małżonce, Brigitte? Przecież to fikcja, iluzja zbudowana na rzecz złaknionych sensacji dziennikarzy brukowców. Z pewnością Pan Macron ukrywa swoje homoseksualne ciągoty.

Jednak prawda wydaje się być prosta. On ją kocha, a ona jego. Są sobie pisani i mają gdzieś zasady przyjęte przez współczesny świat. Mają swoją miłość podziemną, którą pielęgnują i dbają o nią od pierwszej chwili, kiedy na siebie spojrzeli. A potwierdzeniem tej oczywistości jest książka „Państwo Macron” przygotowana przez dwie francuskie dziennikarki Caroline Derrien oraz Candice Nedelec. Pokazują więc rozwój związku Emmanuela i Brigitte, a jednocześnie prowadzą nas przez karierę polityczną przyszłego prezydenta Francji.

Książka nie jest więc pełną biografią, ani związku, ani samych małżonków. Nie jest to powieść, w której tarzamy się w brudach wyciągniętych z brukowców, ale nie jest to również dogłębna analiza francuskiej pary prezydenckiej. To raczej przelot przez najważniejsze fakty z ich życia, które miały wpływ na ostateczny wybór Emmanuela na prezydenta.

Zagrajmy w… House of Cards

Pierwsze skojarzenie, które pojawiło mi się z tyłu głowy to: House of cards. Nie dlatego, że Emmanuel Macron prowadzi(ł) brudną grę (choć kto wie? Z pewnością nie stronił od politycznych intryg), ale w serialu mamy podobną próbę: napisanie książki, która ociepli wizerunek Franka Underwooda i pokaże go od tej lepszej, ludzkiej strony. Choć w „House of cards” powieść ostatecznie nie zostaje wydana, to widzimy jak zatrudniony pisarz próbuje uchwycić naturę związku specyficznego małżeństwa Franka i Claire.

Zdaję sobie sprawę, że to może być czysty zbieg okoliczności, ale postępowanie serialowych bohaterów, ma swoje uzasadnienie i doskonale sprawdza się w prowadzonej przez nich grze. A przecież trudno uciąć rodzące się plotki na temat homoseksualizmu prezydenta Emmanuela. Tym bardziej, że rozmówcy cytowani w książce podkreślają pewną obojętność Macrona w stosunku do kobiet. Obojętność niespotykaną do tej pory we francuskiej polityce. I do tego żona, która powinna być co najwyżej w tym samym wieku. Ma przecież być ozdobą. A ona nie dość, że starsza, to i ceni swobodę wypowiedzi i własny osąd. Nie jest kobietą, która potrafi tkwić całkowicie w cieniu swojego męża.

„Państwo Macron” rozwiewa więc po części spekulacje, przedstawiając narodziny ich miłości. Od niewinnych spotkań w relacji uczeń-nauczycielka po pełne wsparcie w trakcie kolejnych kolacji towarzyskich służących podbiciu serc elit Paryża. Oboje są czarujący i inteligentni. Oczytani i błyskotliwi. A jednocześnie… dostępni.

Stąd też krótka biografia trafia na podatny grunt. Tworzy obraz Emmanuela jako człowieka oddanego rodzinie, ale też znającego swój cel w życiu. Zakochanego w żonie, a jednocześnie pnącego się po szczeblach politycznej drabiny. Oboje wzbudzają sympatię, są mili, potrafią rozmawiać i pozyskiwać kolejnych sympatyków. Dziennikarki budują obraz małżeństwa i polityków bez skazy, którzy nie dopuszczają się brudnych zagrywek. Ja nie do końca w niego wierzę, być może serial wraz z krajową polityką na czele zrobiły swoje. Trudno łyknąć w całości doskonałą karierę polityczną niemal doskonałej osoby. A takie wrażenie pozostaje, gdy czytamy książkę „Państwo Macron”.

Lekka książka, ale zbyt prosta

 „Państwo Macron” to przykład książki, która będzie zrozumiała dla każdego czytelnika. Bez zawiłości, technikaliów, a nawet żargonu politycznego. I taka z pewnością miała być. Miała trafić do zwykłego, niekoniecznie nawet czytającego wiele, przyszłego wyborcy. Zaspokoić jego ciekawość odnośnie jednego z najbardziej niezwykłych małżeństw prezydenckich. Ja jednak chciałabym czegoś więcej. Odejścia od języka typowo internetowego na rzecz… literatury. Czuć tu posmak dziennikarskiego warsztatu i to właśnie on zdominował twórczość autorek. Dla mnie zabrakło ostatniego sznytu, ale być może to bolączka każdej książki, która ma powstać w określonym czasie na konkretne zamówienie francuskiego wydawcy (bo trudno w przypadku „Państwa Macron” przyjąć inny scenariusz).

„Państwo Macron” dążenia do fotela prezydenta

 Jeśli jednak interesujesz się polityką, a może nawet zainteresował się Cię sam wątek małżeństwa Brigitte i Emmanuela, to z pewnością „Państwo Macron” uporządkują Twoją wiedzę i poszerzą ją o kilka faktów. Z pewnością książka pomoże Ci zrozumieć medialny szum, który powstał wokół pary. A przy okazji dostaniesz w pigułce karierę polityczną obecnego prezydenta Francji.

Mnie forma nie przekonuje. Nie znaczy to jednak, że odradzam. To gratka dla zainteresowanych tematem. Bardzo dobre podsumowanie ostatnich działań politycznych we Francji. I rzecz jasna niezwykłego małżeństwa Emmanuela i dwadzieścia cztery lata starszej Brigitte.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Studio Emka

Chcesz przeczytać książkę? Skorzystaj z promocji Virtualo i złap ebooka w promocji -50% ! Zapłacisz niecałe 15 zł. Promocja trwa do 13 września

 

[mc4wp_form id="3412"]