Gdy powróciłam do nowelki „Janko Muzykant” nie sądziłam, że odkryję w niej tyle emocji. Niektórzy twierdzą, być może także ze względu na obecność w kanonie lektur, że treść dawno się zdezaktualizowała, a cała historia przepełniona jest sentymentalizmem i banałem.
Być może tak, szczególnie gdy obcujemy z tyloma tekstami pisanymi. Uważam jednak, że tak krótki tekst, opowiadający o tak banalnych rzeczach, może trafiać w punkt. Pomimo użytego języka i realiów, w jakich toczy się akcja. Jan Lenica, reżyser animacji wycinankowej, którą przed chwilą obejrzałam, postanowił w nieco lżejszym, a może nawet żartobliwym tonie opowiedzieć swoją wersję „Janka Muzykanta”.
Co uczynił? Spotykamy się już nie z chłopcem, a mężczyzną. Wcale nie mieszkającego w XIX-wiecznej wsi, a już zmechanizowanej, gdzie to na pole helikopterem można latać. A krowa? Krowa to dopiero waćpanna, pełna trybików i kół zębatych, nakręcana na korbkę. Taką to krowę przyszłości przyszło wypasać naszemu Jankowi! W takich to okolicznościach Janko nadal gra. Tym razem jednak obiektem pożądania nie są wcale skrzypce, a nieużywany, zagracony chopinowski fortepian.
Choć opowieść losy Janka przedstawia w odmienny sposób, to jednak ma wiele wspólnego z pierwowzorem. Bo znów to właśnie muzyka jest błogosławieństwem jak i utrapieniem bohatera. Jego marzeniem, które próbuje gonić. Choć w tym przypadku z dużo lepszym skutkiem. Mamy tu symbol śmierci rozkładu, brzęczących kości.
Jan Lenica uwypuklił dodatkowo zacofanie wsi (czego być może zabrakło w samej sienkiewiczowskiej nowelce), pomimo oczywistego rozwoju, wyjętego wręcz z filmów science-fiction.
Świat idzie do przodu, ale czy nasza mentalność tak bardzo się zmienia?
Polecam, choć animacja z 1960 roku dla wielu może wydawać się zbyt archaiczna. Jednak ta surowość i pewnego rodzaju niedoskonałość, jeszcze mocniej podkreśla wydźwięk całej historii. Jeśli nie boisz się powrotów do przeszłości, obejrzyj film w NinaTeka. To tylko 10 minut