„Vernon Subutex” to hołd. Hołd dla punku. Hołd dla minionej epoki. Hołd dla niezależności i prawdziwej wolności. A może jednak miszmasz, w którym nie znajdzie się niejednoznacznej odpowiedzi? Może kapitalizm nie jest zły, a punkowa wolność na samym końcu okazuje złudna i zgubna? Na całe szczęście „Vernon Subutex” to książka, która wciąga. Uzależnia. I z pewnością nie chce dać o sobie zapomnieć.
Gdy po raz pierwszy czytałam opisy powieści francuskiej pisarki Virginie Despentes, nie spodziewałam się tego, co otrzymałam. Gdy czytam opis po lekturze, uważam, że nie mógł być trafniejszy. Mówi bardzo dużo, a jednocześnie, nie zdradza prawie nic. Mało tego, również i tytuł okazał się zdradziecki. Ani razu nie pomyślałam, że to tak naprawdę imię i nazwisko głównego bohatera. Choć z drugiej strony moje pierwsze przypuszczenia nie było bezzasadne. Chwila z wyszukiwarką Google i jest. Subutex to lek stosowany w leczeniu uzależnień. Jednocześnie może równie mocno uzależnić jak każda inna substancja psychoaktywna. Autorka nie mogła dobrać trafniejszego nazwiska. Subutex – zawieszony pomiędzy dwoma światami. Z możliwością uwolnienia się od starego życia, pochłoniętego przez widma przeszłości. Balansujący na krawędzi, gdzie każdy krok może okazać się zgubny. Sam bohater jest uzależniający. Swoją postawą. Swoim zachowaniem. Skutki jego odstawienia są dla niektórych trudne do zniesienia.
Vernon Subutex to dawny sprzedawca płyt. Dziś 50-letni, bez pracy, bez perspektyw, przebywający w mieszkaniu opłacanym przez jego właśnie zmarłego przyjaciela Alexa Bleacha. I to właśnie duch z zaświatów okaże się punktem wyjścia dla pisarki, a jednocześnie pretekstem do ukazania przekroju społeczeństwa francuskiego. Czy jakiegokolwiek innego umoczonego w demokracji i kapitalizmie, a jednocześnie zasmakowanego w dawnym, „bogatym” życiu „duchowym”. Autorka nie szczędzi bohaterów. Wrzuca ich w wir codziennej brutalności. Grzebie ich marzenia, sponiewiera ich z ziemią. Może i niekiedy pojawia się światełko w tunelu, ale czytelnik i tak odnosi wrażenie, że bohaterowie nigdy nie odnajdą prawdziwego szczęścia. Niby umieją się bawić. Niby wiedzą czym jest rozrywka. Wychodzą na imprezy, do baru, ćpają, piją, palą. Robią wszystko, co ma dać im przyjemność. A jednak i tak dopada ich szarość dnia. Wszystko co robili okazuje się złudne, bo nie było prawdziwą przyjemnością. Potrzebą serca. Przegrywasz z uczuciami do byłego kochanka. Przegrywasz z rynkiem pełnym konkurencji. Przegrywasz z zazdrosnym właścicielem lokalu. Nie wygrasz, bo stajesz się kolejnym trybikiem w dobrze naoliwionej maszynie.
Despentes doskonale oddała społeczeństwo uwikłane w różnego rodzaju relacje. Nie ma już czasu na błogie szaleństwo. Za to jest czas na szaleńczą pracę, dbanie o wizerunek, szukanie miłości, dbanie o rodzinę, która stoi na krawędzi rozpadu. Gdy Vernon puka od drzwi do drzwi, mierzy się z różnymi demonami. Ci, którzy otwierają budzą w sobie zapomniane uczucia. Głęboko ukryte urazy, jednocześnie wspomnienia, nawet między wierszami, dotyczące zmarłego kolegi. Znienawidzonego, ale i obdarzonego miłością. Niezrozumiałego, ale jednocześnie dobrze zapamiętanego.
Vernon zostaje eksmitowany. Zabiera ze sobą ledwie walizkę. Spakował do niej kilka sentymentalnych rzeczy, w tym kasety, które nagrał Alex pod wpływem koki. Miał to być wywiad sam ze sobą. I choć same taśmy są dla Vernona kolejnym wybrykiem rozżalonego życiem piosenkarza nieumiejącego docenić miejsca, w którym się znalazł, okazują się być jednocześnie jedną z najbardziej poszukiwanych rzeczy w Paryżu.
Ponoć autorka ma wiele wspólnego z feminizmem, a tego feminizmu w książce wcale nie jest dużo. A przynajmniej nie jest podany w takiej formie, która nie przypadłaby jego przeciwnikom. Za to obnaża wszelkie negatywne cechy kobiet jak i mężczyzn. Puszczalskich i ogrów myślących jedynie o tym, jak uprzyjemnić sobie kolejną noc. Vernon Subutex nadaje się do tego idealnie. Kiedyś będąc obiektem pożądania, dziś zachowuje się jak męska dziwka. Nocuje u znajomych i nowo poznanych kilka(naście) nocy, dając jednocześnie złudne nadzieje swym kochankom. Aż któregoś dnia natrafia na wielką miłość. Lecz i dla niego okazuje się być już za późno.
Despentes nie uprzywilejowała żadnej grupy społecznej. Każdej obrywa się po równo. Każdy dostaje mocne ciosy. Nie ważne czy jesteś hetero czy homoseksualny. Czy jesteś Białasem a może Murzynem. Czy masz mnóstwo pieniędzy na koncie czy też jesteś niespełnionym scenarzystą. Z pewnością przegrasz. Autorka o to zadbała. Choć jest to ponura wizja, to jednocześnie tli się gdzieś nadzieja. Bo wystarczy uwolnić się od demonów przeszłości, wybrać własną drogę, umieć się dostosować. Tak jest choćby z Danielem, jednym z pobocznych bohaterów. Czy jednak współczesny świat jest tego wart? Lajków, facebookowych psychopatów (jak pisze autorka), pogoni za sensacją i ślepym wyniszczaniem wyimaginowanych wrogów? Dragów, które wciągasz, kreska za kreską, dając się wciągnąć w rzeczywistość białego proszku?
Vernon Subutex jest swego rodzaju literackim narkotykiem. Otumania. Miażdży. Daje satysfakcję. Jednak nie każdy odnajdzie się w prozie francuskiej pisarki. Jej styl jest lekki, a jednocześnie ciężki. Dość nietypowy, a jednocześnie wciągający. Soczysty, nie szczędzący czytelnika, niekiedy mieszający go z błotem.
A już lada dzień drugi tom. Teraz była jazda bez trzymanki. Co nas czeka dalej? Ja już nie mogę się doczekać ciągu dalszego! Chcę więcej!
Tytuł: Vernon Subutex. Tom 1
Autor: Virginie Despentes
Wydawnictwo: Otwarte
Data premiery: 21 marca 2016
Moja ocena: 8/10
Wpis powstał w ramach tygodnia z tematem: