Paranormal Activity: Inny wymiar

Paranormal Activity: Inny wymiar – recenzja filmu

  6 lipca, 2016

Podczas oglądania najnowszej odsłony Paranormal Activity naszła mnie myśl, że definicja horroru zaczyna ulegać zmianie. Bo jeśli taki boi dudek jak ja nie boi się nic a nic, to znaczy, że z filmem jest zdecydowanie coś nie tak. Albo ze mną. W tym jednak przypadku obstawiałabym wariant pierwszy.


8

A miało być tak pięknie

 Pierwsza część Paranormal Activity w dość ciekawy sposób wykorzystywała oklepany wątek nawiedzonego domu, jednocześnie stosując jeden z trików potęgujących strach. Co innego gdy oglądamy piękne, wymuskane zdjęcia, na których widać wszystkie szczegóły, a co innego, gdy twórcy pokazują nam „amatorskie” nagrania. Często urywane, mało profesjonalne, z dużym ziarnem, gdy są kręcone nocą. Efekt, który sprawdził się choćby w Blair Witch Project czy Rec doskonale wkomponował się w historię o rodzinie, która zamieszkała w domu z demonem. Pierwsza część była nie dość, że ciekawa, to jeszcze straszna. Druga, którą już mniej pamiętam, raczej utrzymywała podobny poziom. Im jednak dalej w las, tym gorzej. A już na pewno można spodziewać się najgorszego, gdy historię nawiedzonego domu oglądamy po raz… szósty?

Efekty zamiast strachu

Jednym z atutów „amatorskich” nagrań (tzw. filmów found footage) jest to, że nie pokazują wszystkiego. Mają być niedoskonałe, a owa niedoskonałość doskonale straszy. Gdy obejrzałam po raz pierwszy film Obcy: Ósmy pasażer Nostromo byłam pod wrażeniem, jak Ridleyowi Scottowi za pomocą ograniczonych efektów na tak małej przestrzeni udało się zbudować napięcie, które nawet przez moment nie opuszczało widza. Tu też największą rolę odgrywała niewiedza. Ani widz, ani tym bardziej bohaterowie nie wiedzieli, z jakim koszmarem muszą się zmierzyć. W Paranormal Activity: Inny wymiar  wszystko widzimy. Tak, ducha też. Wszystko dzięki specjalnej kamerze, którą odnajduje rodzina w owym nawiedzonym domu. Widzimy więc jak duch się przed nami materializuje, w jaki sposób przybiera kształty. Twórcy mogą „popisać się” efektami (tak, my też używamy efektów specjalnych!), ale za to cała historia zaczyna nudzić. Nawet scena, w której to duch stoi nad śpiącą dziewczynką nie sprawi, że poczujecie ciarki na ciele.

Paranormal Activity: Inny wymiar  poszedł w nieco inna stronę niż poprzednie odsłony, tym samym jednak dając widzowi twór, który z pewnością nie stał nawet blisko prawdziwych horrorów. W tym przypadku dosłowność środków działa na niekorzyść, a widz zamiast odczuwać strach, zaczyna niecierpliwie kręcić się w fotelu. Tym bardziej, że sama fabuła nie zaskakuje niczym, powielając utarte schematy znane fanom serii. Próbuje jednocześnie spiąć wszystkie poprzednie części i ułożyć je w spójną całość. W efekcie końcowym dostajemy film opowiadający o sekcie, która próbuje wskrzesić jednego z Siedmiu Książąt Piekła. Może nie byłoby to aż tak bolesne, gdyby nie fakt, że samo odniesienie do diabolicznych postaci pada dopiero na sam koniec filmu. Do tego czasu widz cały czas spodziewa się zobaczyć starą, dobrą odsłonę Paranormal Activity. Bez przekombinowań w samej fabule. Zdaję sobie sprawę, że ani reżyser, ani scenarzyści nie mieli do końca wyboru. W końcu ile razy można opowiadać tę samą historię na nowo?

Wystarczyłoby jednak więcej logiki i zdecydowanego kroku w jedną z obranych ścieżek. Albo robimy Paranormal Activity wykorzystując wszystkie jego mocne strony, za które pokochano serię, albo próbujemy opowiedzieć to po swojemu, na nowo. Półśrodki zawsze odbijają się czkawką. I to donośną.

Paranormal Activity: Szukamy dalej

Pójdźmy jednak trochę dalej. Bo napięcie i fabuła to przecież nie wszystko. Są jeszcze bohaterowie, a ci mogą skraść nasze serca. Gdy się jeszcze będziemy z nimi utożsamiać, być może film byłby do uratowania. Niestety, oprócz tego że bohaterowie są płascy jak decha, to jeszcze ich zachowanie nie potrafi przekonać. W żadnym punkcie. Weźmy choćby matkę dziewczynki. Patrzy na filmy nagrane ową specjalną kamerą. Widzi przerażenie w oczach mężach. Zauważa dziwne zachowanie córki. A mimo to nadal nie wierzy, że dzieje się coś złego. Ja bym się nie zastanawiała, ale co ja tam wiem? W końcu na czymś trzeba było zbudować całą historię, którą wypełniłaby 1,5 godziny znudzonych widzów.

 To jak nie bohaterowie, to może muzyka? Skoro twórcy odeszli od surowości proponowanej w pierwszych dwóch częściach, mogli chociaż zbudować napięcie przez niepokojące utwory, które same w sobie mogłyby wywołać ciarki. Nic z tego. Nawet to nam zabrano.

Czy jest sens dalej rozpisywać się o filmie, który tak naprawdę okazał się wielką pomyłką? Filmem, który został stworzony tylko po to, by nie przegapić okazji na zarobienie kilku milionów? Paranormal Activity: Inny wymiar to film, na który nie warto poświęcać czasu. Naprawdę. Ja się nie bałam. A jak ja się nie boję, to jest już naprawdę źle.

 

Tytuł: Paranormal Activity: Inny wymiar
Rok: 2015
Gatunek: horror
Ocena: 3/10

[mc4wp_form id="3412"]