Południe. Trochę deszczu. Goście, odwiedzający suną się powoli pomiędzy kolejnymi punktami. Prowadzący rozstawiają się. Piece powoli rozgrzewają się. Nabierają temperatury. Wysokiej temperatury. Atrakcji nie brakuje od samego początku, jednak to późnym popołudniem odwiedzający mogą zachwycać się świetlnymi pokazami, buchającymi ogniami, iskrami tańczącymi w powietrzu.
Festiwal Wysokich Temperatur. Trzy dni wypełnione wydarzeniami. Trzy dni, w czasie których miłośnicy „sztuki ognia” nie znajdą chwili wytchnienia. Metal. Szkło. Ceramika. Przed festiwalem pytałam Michała Staszczaka czy nie jest to przypadkiem wydarzenie dla studentów i profesjonalistów. Sama miałam obawy czy odnajdę się wśród pieców i żaru. Zastanawiałam się, czy jest sens przyjść na taki festiwal z dziećmi. Czy może to być wydarzenie rodzinne, podczas którego zarówno mali jak i duzi będą świetnie się bawić. I wiecie co? Jest to idealna impreza dla rodziny! Dzieciaki, które pojawiły się na miejscu miały uśmiech od ucha do ucha. Wielu rzeczy mogły dotknąć, w wielu uczestniczyć. A studenci, wolontariusze i mistrzowie ognia chętnie odpowiadali na wszystkie pytania. Popołudniu czekała na gości herbata. I to nie byle jaka! Odpowiednio parzona, odpowiednio podana, aż chciało się usiąść i wypić z ceramicznej czarki.
Był kowal. Który dzielnie wykuwał metalowe ozdoby. Był i latający piec, który miał wznieść się razem z balonem (niestety sam moment przegapiliśmy, bo akurat odeszliśmy w inne miejsce. Poleciał?). Był i piec, w którym grzano mini pizze (zapiekanki). Był piec jamowy, stosowany jeszcze w czasach prehistorycznych. Budowano piec rakietowy. Był odlew armatki. Był i pokaz formowania szkła. I formowania z gliny. I piec butelkowy, który mienił się różnymi kolorami.. Był Mirror Man. A i nawet udało się stworzyć performance, podczas którego przestrzeń przed Akademią Sztuk Pięknych rozjaśniała, choć już zdążył zapaść zmrok. Bo oto wstało słońce, które rozświetliło się przed nami.
Odlewy z aluminium. Wystawy przedziwnych form. I ceramiki. I witrażów. Wymieniać dalej? Na takich festiwalach trzeba być. Oglądać, słuchać, chłonąć. Nie chcę się rozpisywać, bo sama nie jestem znawcą tematu. Dla mnie większość rzeczy to nowość, którą z przyjemnością poznawałam. I takie osoby powinny tam się znaleźć. Bo festiwal stanowi niepowtarzalną okazję poznania rzeczy, które dla przeciętnego człowieka są obecnie niedostępne.
Naprawdę fantastyczne wydarzenie, na które warto się udać. Mam nadzieję, że w przyszłym roku ponownie pojawimy się na festiwalu. A odwiedzających będzie jeszcze więcej.
*Zupa świetlna to określenie zasłyszane od jednego z uczestników festiwalu w czasie oczekiwania na wydarzenie wieczoru, czyli wschód słońca. Zupa świetlna to określenie rzucone na widok odlewania metalu do styropianowej formy wieczorową porą. Bardzo trafne i fajne określenie 😉