Igrzyska śmierci. Kosogłos

Marketingowa wojna – „Igrzyska śmierci. Kosogłos”

  2 grudnia, 2014

Igrzyska śmierci. Kosogłos

Najnowsze „Igrzyska śmierci” to nie film akcji. To też nie kino katastroficzne. Brak tu dynamiki, która trzymałaby w napięciu do ostatniej minuty. Mamy za to ekranizację trzeciego tomu podzielonego na dwie części, co już od samego początku może budzić wątpliwości. Zamiast więc skondensowanej opowieści, otrzymujemy rozwodnioną historię, która ciągnie się na ekranie przez dwie godziny.

Ale… Wbrew pozorom nie jest tak źle. Powiedziałabym nawet, że nie nudziłam się na filmie ani minuty, choć sama historia nie urzeka już tak mocno jak wcześniej. Tu od razu przyznaję się bez bicia, że trylogii nie czytałam, więc nie wiem na ile reżyser był wierny oryginałowi, a na ile poniosła go ułańska fantazja. Tym samym mam okazję patrzeć nie przez pryzmat słynnej powieści, a na sam film, który powinien stanowić samodzielny twór, możliwy do funkcjonowania w rzeczywistości bez znajomości papierowej historii. I o dziwo, jest mi z tym dobrze. Między mną a książką nie było magnetyzmu, który sprawiłby, że wylądowałabym z „Igrzyskami śmierci” na kanapie i przepadła w świecie wykreowanym przez Susan Collins. Za to oglądałam trzy części, a ostatnią z nich miałam okazję podziwiać w kinie.

Walka na… reklamy

Tak jak w poprzednich częściach mogliśmy śledzić zmagania na arenie i zachwycać się sprawnością oraz skutecznościa w walce poszczególnych zawodników, tak tym razem podziwiamy walkę na najbardziej porywającą reklamę. Raz widzimy Peetę, który wygodnie siedzi w fotelu i przedstawia swoją wersję wydarzeń. Kręcone sceny wyglądają niczym wyciągnięte z odcinka „Rozmów w toku”, w których Ewa Drzyzga łagodnym głosem próbuje nakłonić zaproszonych do studia gości do zwierzeń. Peeta opowiada o wydarzeniach z Igrzysk promując idee władz Panem, próbujących zapobiec buntom, powstaniom czy wreszcie wojnie domowej.

Po drugiej stronie barykady znajduje się Katniss, która wraz z ekipą filmową próbuje nakręcić spot, który wezwie do walki wszystkie dystrykty. Mamy więc nie pojedynek na miecze, a tym bardziej na strzały, a na słowa i coraz bardziej wzruszające obrazki. Starcie znane z telewizji – kto okaże się skuteczniejszy w swoim przekazie? Która wersja wygra? Kto napisze lepszy, bardziej porywający tekst, a komu popłyną łzy na ekranie? A przede wszystkim, która ekipa: władz podziemia czy oficjalnych będzie dysponowała lepszym przekazem i skuteczniej wcieli w życia zalecenia swoich doradców-marketingowców?

Film bardzo dobrze wpisuje się w obecne trendy, gdzie zwykły śmiertelnik atakowany jest informacjami, przekazami, własnymi interpretacjami. Nawet wiadomości, które powinny być obiektywne, zatajają bądź też uwypuklają pewne kwestie w zależności od stanowiska politycznego. Odbiorca sam musi zdecydować, która wersja jest dla niego prawdziwa i której będzie bronić.

Panem i dystrykt trzynasty. Peeta i Katniss. Walka na słowa i emocje. Kto zwycięży?

Podobnie jak w poprzednich częściach, duży nacisk położono na wizerunek głównych bohaterów, co zresztą ukazuje kolejną bolączką naszych czasów (choć pewnie nie tylko naszych). Musisz świetnie się prezentować, by podbić serca tłumu. Nieważne jaką masz historię do opowiedzenia, ważne jak ją przedstawisz, a jeszcze lepiej jeśli odpowiednio będziesz wyglądać. Nikt nie chce patrzeć na osobę w niechlujnej fryzurze czy niedopasowanych ubraniach. Strój musi oddawać nastrój, przekazywać ideę, być dopasowanym do charakteru. A jeszcze lepiej jeśli zaskoczy tak, by publiczność zaniemówiła. Dlatego też w „Kosogłosie” nie mogło zabraknąć prawdziwej diwy drugiego planu – Effie, osobistej stylistki Katniss, która czuwała nad wizerunkiem młodej dziewczyny i dbała o każdy szczegół wyglądu.

Muzyczny majstersztyk

Pamiętam jak oglądałam Władcę Pierścieni i wsłuchiwałam się pieśń śpiewaną przez Pippina. Za każdym razem, gdy ją słyszę, mam ciarki i ogarnia mnie wzruszenie. Już tak mam i nic się nie da z tym zrobić. Trudno się więc dziwić, że zakochałam się w głosie Katniss (a raczej Jennifer Lawrence). I nie potrzeba muzyki, nie trzeba nut, podkładu, by poczuć emocje. Wystarczy tylko wsłuchać się w słowa i głos młodej aktorki, by poczuć grozę, ale i nadzieję.

Braki świata

Niestety – jednocześnie gdy twórcy skupiają się na relacjach międzyludzkich i gdy przedstawiają marketingowy pojedynek, zaczynamy dostrzegać pewne braki w przedstawionym świecie. Bo nagle okazuje się, że dystrykty są naprawdę niewielkie, a ludność, która w nich mieszka liczy zaledwie 10 tysięcy. To jak małe miasto w Polsce, a przecież Panem wydaje się ogromnym państwem, zresztą jedynym na świecie. Zaczynamy dostrzegać jak niewielki i jak ubogi jest ten kraj. Czyżby Collins nie miała pomysłu? Czy może reżyser zawiódł? A może jedno i drugie? Z drugiej jednak strony można bronić filmu jednym argumentem – w końcu to historia pisana z myślą o nastolatkach.

To jednak szczegół. Filmu może nie pokochałam, ale z pewnością polubiłam. Pojawiły się chwile wzruszenia, prawdziwych emocji jak i powagi. Być może nie wszyscy spisali się na medal (jak choćby niektórzy aktorzy), ale nie żałuję wyjścia do kina. Mogę nawet powiedzieć, że bawiłam się nad wyraz dobrze. Czekam więc z niecierpliwością na kolejną, ostatnią już część, która zapowiada się na całkiem niezłe widowisko.

Tytuł: Igrzyska śmierci. Kosogłos. Część 1
Rok: 2014
Gatunek: sci-fi

[mc4wp_form id="3412"]


%d bloggers like this: