O wszystkim i o niczym, czyli „Kryjówka” Normana Manei

  29 października, 2012

Są książki, które kocham. Są również książki, do których nigdy więcej nie powrócę. Jestem przeciętnym czytelnikiem o określonych upodobaniach. Lubię, gdy książka wzbudza we mnie emocje, zarówno dobre jak i złe. Nie lubię jednak, gdy książka, jest przeciętna. Przeciętna do cna i niestety na zły sposób. Uwielbiam, gdy utwór, czy to krótki czy to długi, przywiązuje mnie do siebie i sprawia, że moje trzewia wypełniają się bólem i radością bohaterów. Nie znoszę natomiast, gdy przemykam po kolejnych stronach, a mimo to rozmyślam o zupełnie innych rzeczach, niż tych, co dzieją się na kartach powieści. Jestem zwykłym czytelnikiem. Podobnie jak wielu innych, którzy zagłębiają się w historię nie dla samej sztuki i snobizmu, ale dla przyjemności i tęsknoty za kolejnym emocjonującym życiem.


4

„Kryjówka”, którą spłodził rumuński pisarz Norman Manea, to świetny przykład tego, jak napisać książkę… przeciętną. Jest również świetnym przykładem na to, jak stworzyć mix, aby na sam koniec wyszedł utwór, kolokwialnie mówiąc, bez jaj. I na tym może i mogłabym poprzestać pisanie recenzji, gdyby nie fakt, że „Kryjówka” książką prostą nie jest. Bo pomimo braku cudownego przyciągania do siebie, zawiera wiele innych cennych cech, które czynią pozycję wartościową.

Książka rumuńskiego pisarza próbuje zbliżyć, nas – czytelników – do kilku, dla mnie zupełnie obcych, światów. Jednym z nich jest rzeczywistość emigrantów, którzy postanowili uwolnić się od reżimu Europy Wschodniej. Uciekają (gdzieżby indziej?) do kraju marzeń i snów – Stanów Zjednoczonych, a większość z nich osiedla się w Księżycowym Mieście, czyli Nowym Jorku. Główni bohaterowie, a jest ich kilku, próbują ułożyć sobie życie w nowych realiach. Lecz, gdy tylko wychodzą na prostą, gdy teoretycznie żyją już przystosowani do poziomu „Zachodu”, coś zawsze przeszkadza im w osiągnięciu pełni szczęścia. Czasem jest to zbrodnia, innym razem kobieta, a z czasem przychodzi choroba. Norman Manea pokazuje nie problemy przy załatwianiu Zielonej Karty, a samotność, która z każdym dniem pogłębia się coraz bardziej. Samotność może prowadzić do szaleństwa, obłąkania, nadwrażliwości. Samotność sprawia, że szukamy tytułowej kryjówki: w obsesjach, książkach, ideach. Manea nie próbuje przedstawić nam dnia codziennego emigrantów, którzy wyjechali za chlebem do nowej ojczyzny, a ich dylematy, sposób myślenia, podążanie za amerykańskim myśleniem. Pokazuje proces dostosowania się do nowego otoczenia.

Galeria bohaterów to jedna z zalet książki. Poznajemy profesora Gaspara, mieszkańca Bukowiny, Żyda, który zostaje wykładowcą na uczelni. Poznajemy Gorę, erudytę, człowieka, który z książek uczynił swą twierdzę. Przez nich poznajmy pozostałe postaci: Lu, żonę Gory, kochankę Gasparowa – tajemniczą, burzliwą, zapadającą się w swój własny świat. Jest i uczeń, i mistrz i to oni stali się osią fabuły i to wokół nich Manea postanowił zbudować utwór. Wszystkich łączą dziwne relacje, nie do końca wyjaśnione. Każdy z nich przyjechał do Ameryki, lecz każdy kierował się innymi pobudkami.

Rumuński pisarz pisze także o chorobie, ataku na World Trade Center, zbrodni, która czeka na rozwiązanie oraz pięknej kobiecie, która uwodzi kolejnych mężczyzn. Różnorodność tematów i zamknięcie ich w jednym tomie, sprawiło, że czytelnik czuje się zagubiony. Zbyt często gubi się w toku rozumowania Manei. A zamieszanie w dialogach, liczne retrospekcje oraz dygresje, wprowadzają chaos. Chaos niepotrzebny. I choć mogłoby to tworzyć ciekawy eksperyment, jest on w tej formie nieprzekonujący. Mało tego, bohaterowie, którzy teoretycznie są niezwykle interesujący, tak naprawdę nas nie interesują. Są dla czytelnika obojętni, a ich zachowanie co najmniej dziwne.

Z drugiej strony, Manea doskonale operuje słowem. Tworzy piękne opisy, barwne, zapadające w pamięć. Świetnie i zarazem plastycznie kreuje rzeczywistość. Dlatego też ocenianie tej książki jest tak trudne. Z jednej strony, mamy do czynienia z trudnymi problemami ubranymi w ciekawą formę. Lecz forma przerosła i pisarza, i treść.

„Kryjówka” to książka przeciętna. Z jednej strony zachwyca językiem, z drugiej razi brakiem fascynacji bohaterami. Jest to powieść o wszystkim i o niczym. Zbyt wiele problemów poruszonych jednocześnie sprawia, że sama książka staje się chaotyczna i bardzo trudna w odbiorze. Czy polecam? W tym przypadku, nie wiem..

Moja ocena: 5/10
Tytuł: “Kryjówka”
Autor: Norman Manea
Wydawnictwo:  Czytelnik

Za możliwość przeczytania książki dziękuję portalowi sztukater

[mc4wp_form id="3412"]