Czy da się zapomnieć o przeszłości? Zburzyć mur, który nie pozwala przejść dalej? Który stoi i oddziela nas od prawdziwego szczęścia? Co zrobić, gdy przeszłość wrasta w nas tak głęboko, że zawadza w życiu codziennym? Z takim problemem musi zmierzyć się główny bohater książki „Berlin Blue” autorstwa Zbigniewa Zbikowskiego.
Jakub Kubacki wraca do Berlina. Po kilkunastu latach musi zmierzyć się z duchem miasta oraz demonami, które spętały jego duszę. Jednak wizyta w Berlinie nie jest, w pierwotnym założeniu, rozliczeniem się z przeszłością. Kuba, dawny pracownik wydawnictwa „Znak” działającego na terenie Berlina, zostaje zaproszony na uroczystość uhonorowania Kornela Topolskiego. Gdy w ambasadzie zbierają się goście i z rosnącą niecierpliwością czekają na przemówienie Kornela, zjawia się policja z szokującą wiadomością. I tak, nie zdający sobie sprawy z niebezpieczeństwa Kuba, zostaje wmieszany w niezwykłą, a jednocześnie przerażającą historię. Gdzie i trup, i przeszłość wkradają się w jego życie i wymuszają na nim podejmowanie wielu ważnych decyzji. Gdzie przyjaźń i zaufanie zostają wystawione na próbę.
Początkowo fabuła stoi jakby w miejscu. Zostajemy wprowadzeni w niezwykły świat Berlina, który uwodzi różnorodnością i „bogatą” przeszłością. Nic nie zapowiada tragedii – każdy z uczestników przyjęcia nie spodziewa się nadchodzących wieści. Im dalej w las, tym tajemnicze zabójstwa zaczynają nabierać rumieńców. Przyjaciele stają się wrogami, a osoby, które dobrze się znają, mają przed sobą wiele tajemnic.
Mimo że pisarz zadbał, by fabuła z każdą stroną gnała do przodu coraz szybciej, zapewniając jednocześnie materiał dla ewentualnych scenarzystów (książka idealnie nadaje się na polski film), popełnione zbrodnie stanowią tylko tło. Nie chodzi tu o śledztwo, a o przeszłość, która domaga się wyjaśnienia, która puka do naszych drzwi i stanowczo wprasza się do naszego bezpiecznego gniazdka. Bo jak żyć, skoro nie potrafimy zapomnieć o tym, co już się wydarzyło? Jakub Kubacki, jadąc do Berlina, nie wie jeszcze, że będzie to wyjazd kluczowy i punkt zwrotny w jego życiu. Czy jednak poradzi sobie z prawdą? Czy wszystkie wydarzenia, które miały miejsce od czasu zameldowania się w hotelu „Isadora”, sprawią, że pogodzi się z przeszłością? Zbikowski nie próbuje na siłę wcisnąć nam kitu, że da się o wszystkim zapomnieć. Nie sprzedaje nam historii ze szczęśliwym zakończeniem, a jedynie pokazuje jak minione wydarzenia i decyzje zostawiają na naszej duszy piętno. Zarówno te osobiste jak i polityczne.
Jednak Zbikowski nie opowiada jedynie o walce z przeszłością, ale również o samym mieście. Berlin nie jest tłem, jest również drugoplanowym bohaterem, który wciąga nas w swe sidła. Poruszamy się ulicami miasta i dajemy się wciągnąć w dźwięki, które wydaje. Razem z Kubą podążamy uliczkami, którymi on, jeszcze w czasach, gdy stał mur berliński, chadzał z przyjaciółmi. Niemieckie miasto, podobnie jak bohater, tkwi gdzieś pomiędzy przeszłością i teraźniejszością; próbuje odnaleźć swoją tożsamość. I choć nie jest to jeszcze jednolita melodia, która ukoiłaby naszą duszę, podąża ona w dobrym kierunku. I Kuba, i Berlin próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. I z każdym dniem zbliżają się do momentu, kiedy (kiedyś) odetchną z ulgą i oznajmią, że mogą rozpocząć nowe życie, wolne od piętna przeszłości.
Historia opowiedziana jest z punktu Kuby. Jest on narratorem, który oprowadza nas po uliczkach Berlina. Pokazuje nam swoich znajomych i razem z nim próbujemy zrozumieć ich decyzje, zachowania. Razem z nim przeżywamy rozczarowania, ale i szczęście. Ma to swoje zalety jak i wady – widzimy jedynie punkt widzenia zagubionego, w średnim wieku mężczyzny. Dzięki temu skupiamy się jedynie na przeżyciach głównego bohatera i razem z nim, po omacku powracamy do punktów z jego przeszłości. Jednocześnie brakuje nam spojrzenia na inne, ważne postaci, które pojawiają się w jego życiu: nie poznajemy dobrze Danki, Heinza, czy nawet Romana. Zyskuje na tym dynamika historii. Nie wiemy za dużo, wiemy jedynie tyle, ile wie sam bohater. Z drugiej strony traci na tym rys psychologiczny ważnych w życiu Kuby osób.
„Blue Berlin” czyta się lekko. Przemykamy po stronach, z rumieńcami na twarzy śledzimy kolejne wydarzenia. Czasem przeszkadzają nieco sztuczne dialogi – jednak pojawiają się na tyle rzadko, że nie wpływają na ostateczny odbiór. Skupiamy się na samej opowieści, pomijając potknięcia czy sztampowe rozmowy. Zresztą, niejednokrotnie miałam wrażenie, że pisarz wręcz specjalnie wrzuca w usta „filozoficzne” teksy, by wyśmiać kręgi pseudointelektualistów.
Opowieść porusza wiele ważnych wątków. Nie uczestniczymy tylko w śledztwie, nie szukamy zabójcy, ale również zaznajamiamy się z mechanizmami rządzącymi polityką. Pisarz wprowadza nas za kulisy pracy dziennikarza, a także robienia interesów przez ważne persony. Zagłębiamy się w problemy ludzi, którym przyszło żyć na emigracji w czasach komuny. Poznajemy lęki i obawy przed agentami Stasi. A wszystko łączy się w całość, tworząc niesamowitą, a jednocześnie nieprzewidywalną kompozycję. Niczym jazzowa melodia.
„Berlin Blue” to debiut literacki Zbigniewa Zbikowskiego. Bardzo udany i dojrzały. Historia, którą stworzył wciąga, podobnie jak sam Berlin. Pozostaje tylko pytanie, czy uda nam się od niej uwolnić?
Za możliwość napisania recenzji dziękuję portalowi Sztukater
Moja ocena: 7/10
Tytuł: „Berlin Blue”
Autor: Zbigniew Zbikowski
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza