[książka] Prawie klasyczny kryminał, czyli „Gdzie mól i rdza” Pawła Pollaka

  11 września, 2012

Jest morderstwo. I nie jedno. Są podejrzani, lecz trudno dopasować ich do popełnianych przestępstw. Jest policjant, który uwikłany we własne problemy próbuje rozwikłać sprawę. A wszystko dzieje się tu, w Polsce, w naszym rodzimym Wrocławiu. Na dodatek współczesnym. I nie, nie ma tu technik, które spotkasz w amerykańskich serialach, gdzie śledczy dysponują potężnym sprzętem badawczym. Tu wygrywa przede wszystkim siła intelektu, spryt i refleks. Niemalże jak klasycznym kryminale, niemal jak u Agathy Christie. Niemal, bo w tymże gatunku powinien pojawić się prywatny detektyw, a Paweł Pollak w książce „Gdzie mól i rdza” zdecydował się na komisarza polskiej policji.


7

Bohaterem kryminału jest 44-letni komisarz Przygodny. Historia zaczyna się tak jak powinna, od zbrodni. Od bardzo nietypowej zbrodni. Wręcz egzotycznej, wywołującej zainteresowanie nie tylko policji, ale również u najlepszego przyjaciela Przygodnego, dziennikarza śledczego Kuriaty. Dla pierwszego jest to możliwość wyrwania się od problemów, a także codziennej rutyny, gdzie nie ma miejsca na łamigłówki, a zbrodnie są na tyle pospolite, że nie wymagają łamania szarych komórek. Dla drugiego jest to najprawdopodobniej jedyna okazja do napisania niepowtarzalnego artykułu, który nie tylko zawładnie sercami czytelników, ale również przyczyni się do poprawienia pozycji zawodowej. Każdy z nich na swój sposób próbuje rozwikłać zagadkę morderstwa, badając różne poszlaki i możliwości. Jeden dostarcza drugiemu istotnych informacji. Czy jednak z pozoru trudne do powiązania morderstwa, znajdą rozwiązanie, a przestępcę(-ców) dosięgnie ręka sprawiedliwości?

Pollak zdecydował się na umieszczenie akcji we współczesnym i przede wszystkim rzeczywistym, polskim mieście, Wrocławiu. Na całe szczęście, to nie miasto jest głównym bohaterem, a postaci z krwi i kości. Osoby, które żyjąc jeszcze w PRL-u musiały odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Pisarz umiejętnie wplótł dwa zderzające się bieguny, młodość oraz ludzi w średnim wieku, którzy w przeciwieństwie do młodszego pokolenia próbują znaleźć właściwą drogę w nowej, wolnej Polsce. Nie jest to temat przewodni książki, nie jest nawet wątkiem głównym, jednak czuć, że charakter komisarza, jak i jego kolegów ukształtował PRL-owski strach i propaganda. Padają liczne porównania, a także wytykanie nawyków, które narodziły się jeszcze w starym systemie. U Pollaka polska rzeczywistość, Polska współczesna jest przygnębiająca. Wytyka błędy i wady systemu, sprawia, że trudno znaleźć w nim jasny punkt. Jednocześnie jednak nie popada w skrajność, którą można zaobserwować w komunikacji publicznej, gdy słyszy się rozmowy starszych osób mówiących „jak dobrze było za Gierka, a teraz to tylko złodzieje i oszuści”.

Jednak to nie tło społeczne sprawia, że książkę czyta się nad wyraz przyjemnie. To nie miasto, to nie Wrocław, to nie opis bliskiej naszemu sercu teraźniejszości. To bohaterowie, których wykreował Pollak. Stworzył galerię interesujących i przede wszystkim barwnych postaci, które nie są ani sztampowe, nie wydają się czyste jak kryształ ani też nie sprawiają wrażenia zakompleksionych typów. Wręcz przeciwnie, czytając o nich, mamy wrażenie, że przed nami stoją prawdziwi policjanci, prawdziwy dziennikarz, osoby, które możemy znać, osoby, które być może mijamy na ulicy. Niezwykłym bohaterem jest sam komisarz. Nie jest wszechmogącym detektywem, który nie boi się niczego i niczym Chuck Norris potrafi rozwalić każdego przeciwnika. Nie jest również zapijaczonym policjantem, który swe smutki i niepowodzenia w życiu prywatnym musi topić w kolejnych kieliszkach alkoholu. Kim w takim razie jest? Czułym ojcem, wiernym mężem, solidnym policjantem. Lecz jak każdy człowiek musi stanąć przed prawdą i wybrać właściwą drogę. Jak każdy ma problemy i jak każdy przed nimi ucieka, by się z nimi zmierzyć jak najpóźniej. Dzięki temu staje się prawdziwy do bólu. Komisarz Przygodny ma swoje słabości, których się wstydzi (sprzedaż przedmiotów na aukcjach) jak i wiele pozytywnych cech, dzięki którym trudno go nie lubić. Jednak jedną cechę, tak jak przystało na rasowy kryminał, ma wspólną z innymi słynnymi bohaterami – jest inteligentny i potrafi znaleźć nie tylko brakujący element, ale również ten, który tylko z pozoru pasuje do całości.

Mówiąc o Przygodnym, trudno nie wspomnieć o jego najlepszym przyjacielu, Kuriacie. Dziennikarz jest przeciwieństwem policjanta. Zamiast małżeństwa wybrał życie kawalera, który szuka jednorazowych przygód miłosnych. Dlatego też wciąż zatrudnia seksowne praktykantki, dla których ma jedno zadanie – mają się z nim przespać. Reszta, czyli umiejętności i wiedza, to tylko dodatek.

Pozostałe postacie, przewijające się przez karty powieści, nie są zwykłym, papierowym elementem, który ma uatrakcyjnić fabułę. Stanowią ciekawe spojrzenie na starsze pokolenie, gdzie każdy próbuje ułożyć swoje życie na nowo. Jednak pisarzowi nie udało się uciec przed stereotypowym postrzeganiem zwykłych posterunkowych. Zakładam, że zrobił to umyślnie, grając z czytelnikiem i sprawdzając jego uwagę. Czytając dialogi Wójcika i Wojtkiewicza przypomniał mi się serial „13 posterunek”, a przed oczami pojawił się lekko otępiały, lecz jak zabawny w swej głupocie Arni.

„Gdzie mól i rdza” to bardzo sprawnie napisany kryminał. I gdyby nie lekka modyfikacja, gdzie zamiast detektywa, pojawił się policjant, można by nazwać go kryminałem klasycznym. Czyta się go z zaciekawieniem od pierwszej strony do ostatniej. Akcja, mimo że początkowo zawiązuje się dość wolno, w połowie książki zdecydowanie przyspiesza. Dialogi, które tylko czasami zgrzytają, są bardzo naturalne. A to co podobało mi się najbardziej, to nikła ilość przekleństw (a nie wiem czy nawet naliczyłam co najmniej jedno), przy jednoczesnym uniknięciu sztuczności. Ciekawym zabiegiem jest również skracanie długości rozdziałów – im bliżej końca, tym są krótsze. Niektórzy mogą zarzucić książce znikomą ilość informacji o śledztwie. Jednak liczy się przede wszystkim dojście do prawdy. A Pawłowi Pollakowi udało się napisać bardzo ciekawą powieść bez wnikliwego analizowania śledztwa.

Czy warto przeczytać „Gdzie mól i rdza”? Zdecydowanie tak. Polecam przede wszystkim fanom kryminałów. Polecam również każdemu, kto chce przeczytać o nietypowych morderstwach, które przecież mogą zdarzyć się także u nas, w rodzimym mieście. A aby rozwiązać sprawę wcale nie trzeba dysponować sprzętem niczym z serialu CSI.

Moja ocena: 8/10
Tytuł: „Gdzie mól i rdza”
Autor: Paweł Pollak
Wydawnictwo:  Oficynka

Za książkę dziękuję portalowi Sztukater:

[mc4wp_form id="3412"]