Gdy sięgałam po pierwszy tom sagi, jaką stworzył Martin, sądziłam, że wykreowany przez niego świat będzie jedynie ciekawy. Okazał się niesamowitą, czytelniczą przygodą, przeprawą przez nieznane i intrygującym spojrzeniem na polityczne/królewskie rozgrywki. Zamknęłam „Grę o tron” i wiedziałam,że w końcu trafiłam na równie wspaniałą powieść jak „Władca Pierścieni”, że w końcu odnalazłam świat, który wydaje się tak realny, a jednocześnie tak odległy. Jestem po lekturze tomu drugiego – „Starcie królów”, które wciąga jeszcze bardziej, wprowadza wiele zaskakujących zwrotów akcji wprawiających w zdumienie czytelnika.
Zastanawiałam się, czy „Starcie królów” pociągnie historię równie nieoczekiwanie, nie obniżając poziomu, który został postawiony przez część pierwszą. I podobnie jak w „Drużynie Pierścieni”, „Gra o tron” stanowi jedynie wstęp, który ma za zadanie przedstawić świat, w którym muszą żyć bohaterowie. Drugi tom prezentuje dalsze losy głównych postaci. Dowiadujemy się jak Jon Snow radzi sobie w Straży Nocnej, a także z jak trudnym zadaniem przyszło mu się zmierzyć. Poznajemy dalsze przygody Daeneyrs, Matki Smoków, pragnącej wciąż odzyskać utracony tron. Będziemy świadkami kilku ważnych bitew, które wpłyną na dalsze losy nie tylko królestwa, ale także Tyriona, rodu Lannisterów. Podejrzymy, jak radzą sobie w tym zbrukanym przez krew, gwałty i wojnę świecie potomkowie Eddarda Starka. Dowiemy się również, jak zdradliwi mogą być przyjaciele, gdy chodzi o władzę, a także jak silna jest miłość matki. I w końcu postacie drugoplanowe mają pięć minut, pokazując nam swoje drugie oblicze – bardziej ludzkie bądź też bardziej okrutne.
Martin nadal trzyma się sprawdzonego przez siebie schematu – nie ma tu złych ani dobrych. Każdy walczy o życie, ucieka przed śmiercią, broni ideałów własnego rodu. Czasem uciekają się do podstępu, innym razem wykazują się naiwnością, która odbija się czkawką. Czy robią źle, czy robią dobrze – każdy z nich kieruje się racjami, na swój sposób słusznymi. Martin zrezygnował ze stereotypów na rzecz prawdziwej natury ludzkiej. Rycerz nie musi być odważny i prawy, a król sprawiedliwy i rozsądny. Matka nie musi stać jedynie przy dziecku – równie dobrze może mieszać się do polityki i wpływać na losy Siedmiu Królestw. Nie każdy jest tu honorowy, nie każdy łamie zasady. Dlatego też czytelnik nie zawsze wie, komu kibicować, a komu źle życzyć. Tych co nie lubiłam z początku, dziś darzę większą sympatią. W drugą stronę zadziałał ten sam mechanizm.
Martin nie ucieka od przedstawiania pierwotnych żądz ludzi. Pokazuje, co może stać się, gdy władza traci autorytet i nie potrafi zapewnić spokoju obywatelom. Nie boi się pokazać brutalnego świata polityki osadzonego w fantastycznym świecie, ale jak realnym i jak nie odbiegającym od współczesnych reguł. Tym razem decyzje podejmowane przez królów (tak, nie jest już jeden – a czterech) są coraz bardziej niebezpieczne i wpływają na spokój w społeczeństwie. Żaden z nich nie wie, który ród, który lord, który żołnierz stanie za nim murem. Nie może żaden z nich być pewien czy lud poprze jego działania. Wszystko jest płynne i jednym złym ruchem można stracić wszystko lub wygrać bitwę. Nie brakuje scen seksu czy okrutnych praktyk wojennych. Nie ważne, czy w danej scenie bierze udział dziecko czy dorosły. Nie ważne, czy będzie to kobieta czy mężczyzna. Dla każdego z nich wojna jest równie brutalna i wymaga poświęcenia wielu ofiar.
Bo choć królowie jedne bitwy wygrywają, inne przegrywają, to nadal wojna trwa bez wyraźnej przewagi każdego z nich. I nie zbliża ku końcowi. Jeden król odpadł z wyścigu po koronę, to należy pamiętać, że trzech z nich nadal walczy. A i Daeneyrs nadal liczy się w stawce.
Tym razem autor sagi wprowadził więcej elementów magicznych. Pojawiły się smoki, nieco magii, kilka niewytłumaczalnych zjawisk. Martin coraz bardziej rozbudowuje świat fantastyczny, unikając jednocześnie prostych rozwiązań. Nie ucieka się do magicznych sztuczek, by przyspieszyć akcję czy też zyskać większą rzeszę fanów fantastyki. Wprowadza elementy typowe dla gatunku, tyle że subtelnie. Bardziej, by uatrakcyjnić widowisko niż by miały mieć większe znaczenie dla rozwoju fabuły.
Jak skończy się ta podróż i kto wygra wojnę? Odpowiedzi nie uzyskamy szybko, gdyż Martinowi pomysłów nie brakło i spłodził trzy tomy (a każdy z nich podzielony na dwie części, a kolejny jest w trakcie tworzenia). Nie wiem, kto przeżyje, a kto odegra znaczącą rolę. Pisarzowi udało się stworzyć historię, w której w jednej chwili mało znaczący bohater, może stać się tym najważniejszym. A ten, który do powieści wnosił wiele, bardzo szybko może zniknąć. Przewracasz kartki i zastanawiasz się, czy znów czeka cię niespodzianka. Wiesz tylko jedno, zbliża się zima…
Moja ocena: 9/10
Tytuł: „Starcie królów”
Autor: George R. R. Martin
Wydawnictwo: Zysk i S-ka