Długo trwało nim dojrzałam do obejrzenia filmu „Obcy: 8 pasażer Nostromo”. Nigdy nie fascynowały mnie filmy, gdzie wykorzystuje się motyw „przerażających” obcych, którzy żyją tylko po to, by niszczyć i mordować ludzi. Każdy film, który o tym traktował, automatycznie lądował w mojej niepamięci. I zawsze powtarzałam: nigdy nie obejrzę Obcego. To jedyny film, do którego tak mocno się uprzedziłam (choć nie, jeszcze gorzej wypada Zmierzch).
W tym roku moje stanowisko zmieniło się o 180 stopni. Nie, nie dlatego, że sama z siebie postanowiłam obejrzeć film, który wywoływał u mnie odruch wymiotny. Nie, nie dlatego, że przeczytałam gdzieś recenzję wychwalającą „Obcego…” pod niebiosa. Powodem, dla którego skusiłam się na obejrzenie filmu był „Prometeusz”. Wywołał on duże zamieszanie w świecie filmu. Podzielił widzów na dwa obozy, gdzie jedni nie mogli wybaczyć Scottowi, że stworzył takiego gniota, inni docenili stronę wizualną filmu i zaakceptowali z mniejszym lub większym zadowoleniem produkcję. Ze względu na to, że nie lubię nie wiedzieć, co w ludziach wywołuje takie oburzenie, postanowiłam ostatecznie wybrać się na seans. A po nim (jak ja czułam się po obejrzeniu produkcji dowiecie się niedługo) sięgnęłam po film, od którego wszystko się zaczęło, czyli klasykę kina – „Obcy: 8 pasażer Nostromo”.
Bałam się tego spotkania. Moment poznania filmu z 1979(!) roku napawał mnie grozą. Bo jak Scottowi udało się stworzyć wiarygodne kino, które dzieje się w czasach od nas tak odległych. Jednak po raz kolejny sprawdza się prawda, że to nie o efekty idzie, a o wyobraźnię reżysera oraz scenarzystów. Że nie potrzeba mocy komputerów, scen rodem z Piły, by stworzyć widowisko, które wgniata Cię w fotel. I mimo że akcja „Obcego” rozgrywa się kilkadziesiąt lat po Prometeuszu, komputery, jak i wyposażenie statku jest daleko w tyle za „współczesną” historią.
Scott postawił przede wszystkim na klimat i scenariusz. Nie pokazuje wszystkich kart na samym początku, a jedynie powoli wprowadza nas w klaustrofobiczny klimat, który zaciska się na szyi. Buduje napięcie, które opada dopiero w ostatniej scenie filmu. Nie ma tu więc chwili wytchnienia, choć pierwsza połowa filmu wydaje się być spokojnym wprowadzeniem. Samego Obcego w „Obcym” jest niewiele. Scott skupił się przede wszystkim na próbie przetrwania załogi, jej walki o życie, a także ich relacjach i instynkcie przetrwania. Pokazał, jak chwila rozluźnienia może mieć katastrofalne skutki.
Muzyka, a raczej jej brak, sprawia, że czujemy gule w gardle i z niecierpliwością czekamy aż w końcu Obcy pojawi się i wykona swoje zadanie. Czekamy, aż sytuacja się rozwiąże i zostawi nas w spokoju. Bo ile można trwać w takim napięciu. Krzyczysz do ekranu: „No już, teraz”, a tu nic z tego. Scott jeszcze chwilę się z nami pobawi. I kiedy zaczynasz rozluźniać się tak, jak bohaterowie, po długiej chwili napięcia: bach, niespodzianka. Masz, czego chciałeś, kolego. Mimo że w czasie filmu nie doświadczymy typowej ścieżki muzycznej, to widzowi przez cały film towarzyszą niepokojące dźwięki, jak stukanie czy bicie serca. Na tle dominującej ciszy robią one większe wrażenie niż najlepiej skomponowany utwór i to one wywołują uczucie niepokoju.
Fabuła na całe szczęście nie stanowi zlepka scen, które mają zaszokować widza. Tworzy spójną całość, choć wprowadza również wiele pytań, a jedno z zasadniczych, na którym oparł się „Prometeusz” – skąd to wszystko się wzięło? Historia nie sprawia wrażenia pisanego na kolanie i czuć, że twórcy wiedzieli do czego dążą.
Bardzo mocnym punktem „Obcego…” są aktorzy. Sigourney Weaver jako Ripley wypada bardzo wiarygodne Aktorka stworzyła kobietę silną, a jednocześnie wrażliwą. Osobę, która nad dobro jednostki przekłada dobro ogółu. Choć z każdą chwilą, przy towarzyszącym strachu, bohaterka dojrzewa i zmienia się w kobietę, której zależy choćby na kocie. … nie miała słabszego momentu, wypadła dojrzale i niezwykle przekonująco. Podobnie zresztą jak android Ash – pracownik naukowy. Z jednej stronie, gdy przyjrzymy się bliżej widać, że to jedynie robot, maszyna stworzona przez człowieka. Z drugiej, trudno byłoby rozpoznać na pierwszy rzut oka, z czym tak naprawdę mamy do czynienia. Ian Holm zagrał niesamowicie i jestem pod wielkim wrażeniem jego umiejętności. Nie sądziłam, że zagra tak doskonale, pokazując jednocześnie cechy człowieka jak i robota. Pozostała część załogi nie wypada gorzej, ale to ta dwójka stworzyła postacie, które zapamiętam i to one będą stanowić dla mnie esencję „Obcego”.
Wypadałoby również wspomnieć o scenografii. Dziś twórców nie krępuje brak możliwości. To, czego nie ma, mogą wygenerować za pomocą komputerów. Ogranicza ich tylko wyobraźnia. Chcemy statek w kosmosie – nie ma problemu. Chcemy różne ujęcia tego statku, jak ląduje, jak leci, jak się zbliża? Też nie ma problemu. A wszystko wygląda naturalnie – tak jakby załoga statku rzeczywiście odbywała podróż w kosmosie. Scott w 1979 roku nie miał takich możliwości. Zresztą widać, z jakich komputerów korzystają na pokładzie Nostromo. Dlatego też należy się duży pokłon zarówno w stronę reżysera jak i scenografów nie bojących podjąć się wyzwania. Być może dla wielu będzie ciekawostką, że Obcy to tak naprawdę człowiek ubrany w doskonale zaprojektowany kostium. I mimo że powstał bez użycia komputerów nadal budzi grozę i strach.
Dlatego też należy zadać sobie pytanie: czy aby stworzyć bardzo dobry film, należy opierać się na efektach specjalnych? Czy może tak jak kiedyś Scott wybrać drogę, w której liczy się przede wszystkim historia i nastrój, budowany nie za pomocą zapierających dech w piersiach scenach, a tak prozaicznych rzeczach, jak muzyka, dźwięk, gra aktorska?
Aby nikt nie zrozumiał mnie źle: nie uważam, że źle się dzieje, że efekty specjalne zdominowały kino. Bo wątpię, by „Władcę Pierścieni” udałoby się tak doskonale i efektownie nakręcić, gdyby nie pomoc komputerów. Czasem lepiej jednak zrezygnować z widowiska na rzecz dobrej historii i dobrze napisanego scenariusza.
„Obcy: 8 pasażer Nostromo” to film, który powinien poznać każdy, nawet jeśli nie pociąga go historia o obcych formach życia. Bo każdy znajdzie tu coś dla siebie: zarówno fani filmów Sci-Fi jak grozy; wielbiciele dobrej gry aktorskiej jak i dobrej fabuły. Zapewniam wszystkich tych, którzy jeszcze nie sięgnęli po film z podobnych powodów co ja: nie jest to stracony czas. I śmiało mogę potwierdzić to, co wiadomo od dawna – jest to klasyka przez duże K.
Tytuł: „Obcy – 8. pasażer Nostromo”
Rok produkcji: 1979
Gatunek: horror, sci-fi
Moja ocena: 9/10
(plakat pochodzi ze strony filmweb.pl)